Ariergarda, po północy

 

Matka noc. Magia. Wiedźmi pazur, drapiący pod skórą brzucha.

Blogi powstają nocą. To już wiem. Do tego przymierzałam się od dwóch, może i trzech lat. Znajduję właśnie jakieś zapiski -- a to "plany konstrukcyjne", a to poszukiwania idealnego tytułu, a to pomysły na kolejne wpisy. Na kartkach, na dysku. Przymiarki. Niedopracowane. Nie idealne.

Blog dla dojrzałych kobiet, które nijak nie wchodzą w ramy miłych cioć, a może nawet babć, nawet, jak pozornie na takie wyglądają. Jest ich, nas wiele, a takich blogów, portali, publikacji mało... Blog o kulturze. Blog lifestylowy. Moda, uroda, literatura. Blog, który będzie zarabiał.

Jak to pomieścić? Nie wiem, zobaczymy.


 

Najtrudniejszy był wybór nazwy. Tyle ulubionych słów, określeń, tyle lat świadomego budowania własnej "mitologii". I pustka w głowie. Wszystko wydaje niedobre. Słowo "ariergarda" było tym, które się przyczepiło. Choć teraz wydaje mi się pretensjonalne. Może za dużo skojarzeń z pilnowaniem starego porządku, tak zwanej tradycji, których się nie rozumie, w ogóle nie definiuje, bezmyślnie powtarza. Ot, taka polityczno-społeczna uwaga.

Dlaczego miała być ariergarda? Bo gonienie za nowościami jest nudne. Nie. Wróć. Jest nużące. Nie umiem tego robić. Staram się jakoś nadążać. W swoim tempie. W swoim rytmie. Niekoniecznie z przodu, raczej z tyłu właśnie. Spokojnie łapiąc oddech, patrząc z dystansu. Nie znoszę pośpiechu. Robię, co mogę, by uginając się od nadmiaru obowiązków, by jednak nie żyć w biegu. Za bieganiem nie przepadam.

Lubię mieć ulubione książki i filmy (zamierzone powtórzenie). Ulubione pomysły. Obserwacje. Opowieści. Mity. Tematy. Ikony. Wracać do nich. Oglądać na nowo. Międlić na nowo. Niemal każda nowa rzecz przywołuje coś, co znam. Coś czego pilnuję, nie porzucam, niosę. Co mnie buduje.

Nie chcę nadmiaru.

Wybieram starannie.

Wracam.

Postanowiłam się dzielić, bo we mnie zrobiło się już bardzo ciasno. Zwłaszcza teraz, w pandemii, w ogólnoświatowej kwarantannie. Z racji sytuacji, opiekując się synem, pracując, i wcześniej nie miałam wystarczających możliwości dzielenia się tym, co czytam, oglądam, dostrzegam. Rzadko miałam okazję wyjść wieczorem z domu. Z ludźmi od lat spotykam się tylko na krótko, zwykle na tzw. szybkiej kawie, gdy syn był na zajęciach, zwykle po to, by omówić coś konkretnego, patrząc na zegarek. Albo w necie, wymieniając kilka zdań na zasadzie „dajmy sobie znak życia”.

Chcę czytać, oglądać, myśleć, tworzyć, dzielić się. Nie mogę przestać tego robić. Zniknę. Zginę. Więc blog.

Byle pisać, motywując się do większego projektu :)

 

Tak długo myślałam nad nazwą najlepszą z możliwych, że przypomniałam sobie jak się nazywam :)

Krok po kroku się tu urządzę. Z całymi tymi linkami, tagami, stronami w mediach społecznościowych, informacjami o sobie, kontaktami i ofertą współpracy. 

Dałam sobie szansę. Teraz Wy mi dajcie szansę.

 






Komentarze

Popularne posty