ŚUBUK





To nie tylko film, który warto zobaczyć. To już wielowymiarowe wydarzenie społeczne.
„ŚUBUK” wpisuje się idealnie w moment kolejnego (!) buntu opiekunów osób z niepełnosprawnościami wobec opresyjnej polityki państwa.

Dyskryminacja, ciemiężenie, wykluczanie, zamykanie w domach, wpędzanie rodzin w biedę i społeczną niepełnosprawność trwają od dekad. Utrzymywanie odrealnionego „systemu wsparcia”, który opiekunów odczłowiecza, zmuszając do pracy opiekuńczej (bo to jest praca!) ponad ludzką wytrzymałość, a osobom z niepełnosprawnością ogranicza szanse na zdrowienie, rozwój, włączenie w życie społeczne jest całkowicie bezsensowne z punktu widzenia społecznego interesu.
W tym podłym systemie nie ma przestrzeni na inny model. Trzeba ją wyszarpać, wyrąbać, wybłagać, wykraść ukradkiem – pozyskać wszelkimi sposobami.
O tym właśnie jest ten film.

Matka walczy o przestrzeń dla syna z autyzmem, dla człowieka, który nie spełnia przewidzianych norm. Nie pasuje do społecznych puzzli. Do przedszkoli, szkół. Do ludzkich wyobrażeń o tym, jakie powinno być dziecko. Maryśka walczy o miejsce dla niego, bo przecież on jest! Urodził się, żyje, istnieje. Taki właśnie „odwrotny”, niemodelowy, inny.

Chłopak ma na imię Kuba, Kubuś, ale nazywa siebie „Śubukiem” – na opak, na wspak. I jest to jedyne słowo, jakie w ogóle wypowiada. „Śubuk” dzięki szaleńczej determinacji matki trafia na ścieżki, dzięki którym może się rozwijać.
Co zostaje Maryśce?
Idźcie do kina i zobaczcie.

Syn Maryśki (zagrała ją brawurowo Małgorzata Gorol) rodzi się pod koniec lat 80., obserwujemy losy tej dwójki od narodzin chłopca do jego dorosłości, symbolicznie wyznaczonej maturą. Z grupą koleżanek: matek, aktywistek idziemy do kina w roku 2022. Jesteśmy w różnym wieku, nasze dzieci też. Na seansie wyciągamy chusteczki i mówimy: to o nas, to o mnie. Bohaterka i jej filmowe koleżanki wypowiadają nasze słowa. Mierzą się – jak my – z ludzkimi ocenami, z urzędniczym betonem.
Historia, która zaczęła się ponad 30 lat temu jest także historią matek dzisiejszych kilkulatków. Dziękujemy ci, ojczyzno.

Terminem promocji, premiery film zrównał się z Protestem OzN i ich rodzin.
Zainicjowały go we wrześniu br. Kasia i Karola Koseckie, mama i siostra dwóch chłopaków z diagnozą autyzmu i orzeczeniami o niepełnosprawności, po tym, jak na łamach Krytyki Politycznej ukazał się tekst Agnieszki Szpili, pisarki, matki trzech córek, w tym bliźniaczek z niepełnosprawnością, zapoczątkowany słowami:
„Zdecydowałam się napisać ten tekst, by ujawnić szwindel, do którego zmusza mnie chujowa polityka społeczna polskiego rządu. Każdego, choć aktualnego w szczególności. Szwindel, który mnie odczłowiecza, odbiera mi moją tożsamość i moje prawa.”
Inicjatywa na naszych oczach, niemal z dnia na dzień zmienia się w ruch społeczny. Twórcy filmu pojawili się na proteście – przed seansem zobaczyliśmy krótki dokument, pojawiło się zaproszenie do podpisywania petycji, którą zainicjowała Agnieszka.
Pojawiło się hasło, że ten film może zmienić rzeczywistość. 
Niech zmienia! 

Powtarzaliśmy przez lata, że nasze sprawy nikogo nie obchodzą, że nic się nie zmieni dopóki będziemy dla mediów i dla zwykłych ludzi chwilową ciekawostką, migawką z odległego świata niepełnosprawnych, choć od zawsze żyjemy między wami. Coraz więcej osób spoza naszego środowiska, coraz więcej środowisk popiera protest.
„Potrzebuję was. Wraz z moimi dziećmi i innymi opiekunami osób z niepełnosprawnością, a także innymi wykluczonymi, także tymi skazanymi przez rząd na wieczny projektariat albo w ogóle bez pracy, proszę was, byście zrobili dla nas miejsce w swoim stadzie. Wszyscy jesteśmy w tym samym stadzie” – pisała Szpila.
To najważniejsze przesłanie jej tekstu.
By nie umknęło, napisałam „Korepetycje z wykluczenia”, kończąc słowami:
„Zostańcie naszymi sojusznikami. Przyjmijcie nas, upomnijcie się o nas, zawalczcie. O bliźniego swego różnorodnego jak o siebie samego.”

Idźcie do kina. Podpisujcie petycję. Dołączajcie do protestu. Potrzebujemy Was. Każdego może dotknąć niemodelowa „śubukowa” sytuacja. „Innych” nie brakuje. Nie tylko niepełnosprawnych. Wszyscy potrzebujemy państwa, w którym ludzi nie traktuje się jak dziwolągów czy niewolników. 

10 lat temu ukazał się tekst, który zaczynał się tak:
„Nazywam się Dorota Próchniewicz i jestem typem współczesnego niewolnika. To nie autyzm dziecka jest moim problemem, ale system pomocy, czy też jego brak. Oraz stereotypy, dyskryminacja, pozbawienie mnie podstawowych praw, jak choćby godność.”
Rozszedł się, wzbudził emocje. Wiele zmienił w moim życiu. Wciąż ma na nie wpływ, to dzięki niemu dotarli do mnie twórcy filmu – rozmawialiśmy na etapie tworzenia scenariusza, ponad trzy lata temu. Takich rozmów scenarzyści – Szymon Augustyniak i Jacek Lusiński (reżyser) odbyli zapewne dziesiątki. Właśnie ponownie go przeczytałam. Wolałabym, by nie był wciąż tak aktualny. O Piotrze mówię publicznie: „Wychowałam szczęśliwego człowieka”.
A co ze mną?

Dla siebie wyniosłam z filmu trzy emocje, refleksje, obserwacje, ogniwa jednego łańcucha.

Dumę z tego, czego dokonałam. Przetrwałam. Popełniałam błędy, kilka naprawdę dużych. Ale nie dotyczyły Piotra, jego terapii. Jestem. Wciąż idę. Przeszłam przez doświadczenia podobne do tych, jakie przechodzi filmowa Maryśka, włącznie z utratą szansy na dobrze zapowiadającą się karierę i zmianą mieszkania na gorsze. Długo już idę sama. Ojciec Piotra niemal z dnia na dzień wyrzucił syna ze swojego życia, gdy ten był prawie dorosły. Według prawa już nie musiał się nim zajmować. To też sprawa systemowa, kolejne tabu, które pora trącić. W Kodeksie Rodzinnym i Opiekuńczym nie ma ani słowa o dzieciach z niepełnosprawnością. System nie przewiduje „rekompensaty” dla osamotnionego rodzica. Pozwala zwiać. Tego drugiego zostawić z dzieckiem na równi pochyłej, z tym, co umie i tym, co mu nigdy nie wychodziło. Alimenty nie zastąpią opieki, zwłaszcza w tym „systemie”. Maryśka godzi się na samotne macierzyństwo, o alimenty nie zabiega. Rozumiem twórców. Scenariusz koncentruje się głównie na walce o dostęp do edukacji. Gdyby twórcy mieli dodać szarpaninę o alimenty, rehabilitację, usługi pomocy społecznej, darowizny i pozyskiwanie wpłat z 1 procenta, film trwałby tyle, ile trzy części „Władcy Pierścieni”, z mocnego kina społecznego zmienił w horror fantasy, żaden widz, by tego nie wytrzymał. 
My wytrzymujemy. Więc, Drogie Matki bądźmy dumne! Wysoko nośmy głowy.

W filmie nie ma nic z tak znienawidzonego przez nas, szczególnie przez te najmłodsze – macierzyńskiego cierpiętnictwa i patosu. Maryśka nijak nie przystaje do pomnikowych wyobrażeń o matkach niepełnosprawnych dzieci. Temperamentna, uparta, pyskata. Przez to film daje wiele okazji do szczerego śmiechu. Jeśli widzowie zapamiętają Maryśkę jako wzór „specjalnej matki”, pozwolę nazywać się bohaterką. Co uwierało, gdy temu bohaterstwu doklejano udręczoną gębę, ckliwość i jakiś mroczny, fatalistyczny przymus.

A po trzecie… Uważam, by mówić rodzice, opiekunowie, a nie matki. Przypominam o ojcach, o tym, że nie ma żadnych statystyk, potwierdzających, że masowo opuszczają rodziny, gdy pojawia się dziecko z orzeczeniem.
Jednak tym razem bardzo świadomie piszę o matkach. Jacek Lusiński, reżyser wspomina w wywiadach, że jego żona jest psychologiem i prowadzi ośrodek terapii – do zrobienia tego filmu zainspirowała go obserwacja, że przychodzą tam z dziećmi głównie matki. Zaczął coraz lepiej poznawać ich sytuację. Powiedział, że film powstał z gniewu.
"Te kobiety nie mogą dorobić na jedzenie dla dziecka, bo tracą świadczenia. Zostają same, nikt ich nie widzi, słyszą „radź sobie sama". Czy to nie jest powód do gniewu?"

„ŚUBUK” niewątpliwie jest filmem o macierzyństwie, nie o rodzicielstwie. Maryśka znajduje sojuszniczki, które czują się samotne, nawet jeśli formalnie żyją w związku. Wiemy, że po śmierci rodziców wychowała ją siostra, z którą była bardzo zżyta.
Ten film jest o macierzyństwie, siostrzeństwie, sile kobiet. Naszą rzeczywistość pocięły niedawno kobiece protesty z hasłem: wypierdalać. Och, jakże brzydkim, niepasujących do pań. Panie rozgniewały się jak nigdy dotąd. I nie milkną. Nominowana do nagrody Nike powieść Agnieszki Szpili „Heksy” również jest pełna gniewu, przypomina w dosadny sposób, że żeński pierwiastek potrzebny jest światu. Bosko-żeński. Żeńsko-twórczy. Żeńskie jest płynne, zmienne, elastyczne jak wagina. Dostosowuje się. Łatwiej mu przetrwać. Łatwiej przetwarzać.

Brakuje go w naszej ojczyźnie. Żeńskie jest nieważne, wypierane, niedoceniane, wyśmiewane, wymagające kontroli, by się nie rządziło. Właśnie dlatego mamy nie-system. Opieka wciąż nie jest szanowana, uważana za pracę, godnie wynagradzana. Rozmaici Inni są piętnowani, bo wymykają się twardym regułom. (Przemiana postaci sąsiada, granego przez Andrzeja Seweryna bardzo dobrze wpisuje się w te żeńsko-męskie przechyły.)

To się jakoś składa. Furia się czai :) Ma rodzaj żeński. 
Uwierzmy w zmianę. 

Idźcie do kina. 


ŚUBUK
reżyseria: Jacek Lusiński
scenariusz: Szymon Augustyniak, Jacek Lusiński
grają: Małgorzata Gorol, Andrzej Seweryn, Aleksandra Konieczna, Marta Malikowska, Wojciech Dolatowski
Produkcja: Aurum Film
Premiera kinowa: 2 grudnia 2022

Dopisuję 03.12.2022
Pisząc powyższe wykreśliłam zdanie, dotyczące zakończenia. Widząc dyskusje, na razie bardziej wokół recenzji niż samego filmu, który przecież dopiero wchodzi do kin, zdecydowałam się jednak je przywrócić.
Waleczną postawę głównej bohaterki -- matki -- weryfikuje zakończenie.
Twórcy filmu naprawdę bardzo dobrze rozumieją, jaką historię opowiadają.




Komentarze

Popularne posty