Ludzie nieznaczni

 


Długo już współegzystuję z tą książką. Osiem, może dziesięć miesięcy. Wciąż do niej wracam, przeglądam poczynione notatki, wynotowuję kolejne cytaty. Próbuję przytrzymać wszystkie ważne koncepty, rozważania, konkluzje, jakie tam znalazłam, by mi nie uciekły. Połączyć je z odczuciami, przemyśleniami, które w sobie hoduję, rozgałęziam, i chowam, bo nie mam kiedy i jak, żeby tak obszernie, spójnie, eseistycznie i esencjonalnie pisać. Posty na Facebooku i niewiele więcej: tego się dorobiłam, łącząc zawodowe pisanie z pracą w firmie „Opieka rodzinna. Dyżur non stop.”
Gorzkie?
Ależ tak!
Mogłabym lać wiadrami.
Może właśnie to powinnam robić – lać wiadra goryczy jedno za drugim, zamiast hodować te niewyrażone myśli, podlane emocjami, których nikt nie lubi, licząc, że się połączą, razem nabiorą jakiegoś interesującego kształtu i wtedy ze mnie wyjdą słowo za słowem. Szybciutko, bo czasu nie mam.

Zachwyciłam się językiem tego eseju. Próbuję spamiętać zapomniane terminy, jak „parezja”, albo trafiające w sedno konstrukcje językowe, jak „performerki bezsilności”, których autorka jest mistrzynią. Język na pewno jest mocnym atutem tego pisania. W recenzjach twierdzą, że trudny, że książka trudna w odbiorze. Ja się w tych trudnościach odnalazłam. Wreszcie coś trudnego, naszpikowanego wiedzą, erudycją, obszernego, kopiącego głęboko. Wreszcie przepływ myśli na bogato, nie post, nie mem, nie komentarz, nie zlepek fragmentów. Przepływ kontrolowany. Solidny socjologiczno-filozoficznym esej, drążący temat porażki, nieznaczności, bezradności, wykluczenia, społecznego oporu i tworzenia strategii przetrwania, nawiązujący do sztuk wizualnych, literatury, wydarzeń, które kształtowały globalną kulturę, głośnych aktów społecznego nieposłuszeństwa. Esej opowiadający o dokonującej się zmianie.

Zmiana, która nastąpiła w ostatnich latach, wynika z większego przyzwolenia na pasywność i mowę defensywną. Społeczne zmęczenie realiami późnego kapitalizmu i ogólne poczucie wyczerpania idei postępu przesądziły o preferencjach współczesnej kultury – coraz częściej szuka ona antybohaterów słynących z tego, że niewiele im się udaje. Ponadto mariaż gatunkowy literatury fikcji, faktu i autofikcji sprawia, że czytelnicy otrzymują wielowymiarowe portrety ludzi porażki: ofiar systemowych, dezerterów sukcesu, wiecznie aspirujących i tych już wyplutych przez machinę kapitalistycznych instytucji.

Porażka ma swój fandom, czego dowodem choćby popularność takich seriali jak Chłopaki z baraków, książki i filmu Trainspotting, powieści George’a Saundersa czy Denisa Johnsona, a na polskim rynku sukces serialu Świat według Kiepskich, powieści Doroty Masłowskiej, Zyty Rudzkiej, Grzegorza Bogdała i Mateusza Górniaka. Bohaterów tych narracji nie ukazuje się ani z czułością, ani z pogardą, są „każdymi” w swojskim świecie. Ich obecność nie jest trzecioosobowa, nawet jeśli tak prowadzi ich narracja. Przegrańcza charyzma tych postaci sprawia, że stawiają się w poprzek opowieści, są bierni wobec losu, obeznani z porażką, ale nie bezwolni.

Zamiast godzić się z niepowodzeniami, można czynić z nich swoją wizytówkę. Traktować je jako metodę zmiany kontekstu, która doprowadzi do zredefiniowania warunków powodzenia i przegranej. Trudno utrzymać wiarę w binarną, opozycyjną naturę rzeczy.


Ta książka to dla mnie jedno z najważniejszych czytelniczych doświadczeń. Nie tylko intelektualnych, ale przede wszystkim osobistych. Czytając "Ludzi nieznacznych" miałam poczucie, że ktoś wreszcie nazwał to, co od dawna we mnie tliło. Lektura dotknęła też mojego własnego doświadczenia bezsilności, uwikłania w syzyfową harówkę bez końca – jestem już za tą linią, która nie odsłania nowych horyzontów, nie kusi światełkiem w tunelu, jestem za taką granicą, która konstytuuje moje obywatelstwo: tu stój i rób swoje, dalej nie pójdziesz, dalej nic dla ciebie nie ma.

Agnieszka Dauksza, literaturoznawczyni, pracowniczka naukowa (UJ) pisze o pełzającej kulturowej zmianie – mamy już dość zwycięzców, już ich nie trawimy, są jak inwazyjni „obcy”, nie jak przykłady do naśladowania. Nikt nie jest kowalem własnego losu, to hasło-wydmuszka, balon do przekłucia. Przychodzi pora na ludzi nieznacznych. W świecie późnego kapitalizmu, w epoce powszechnego wyczerpania i wypalenia, trudno wciąż wierzyć w mit sukcesu, w to, że i nam się powiedzie. Dlatego literatura i sztuka zwracają się ku ludziom, obeznanym z porażką, którzy stoją z boku, nie chcą lub nie potrafią nadążyć, bo świat stał się za trudny, stawia wymagania ponad ich siły, często wymagania nielogiczne. Dawni antybohaterowie, którzy niewiele mogą, stali się bohaterami nowych narracji. Dauksza pokazuje, że można uczynić z porażki strategię. Że słabość może być świadomie performowana. Większość z nas nie nadąża za światem, który każe gnać naprzód (czyli gdzie?), rozwijać się i rozwijać osobiście i zbiorowo, a do tego wciąż wygrywać, pokonywać. Tylko jeszcze nie wszyscy to afirmujemy i performujemy. Jeszcze nie nazywamy siebie dezerterami sukcesu.

Nieznaczność może być świetnym materiałem, by coś ulepić, jakieś małe dzieło sztuki oporu: zaprotestować, wykrzyczeć, wytknąć, nie zgodzić się, olać, nie posłuchać rozkazu. Zostawić ślad – mały, ale znaczący. Książka kipi od konkretnych przykładów. Od przykładów rozmaitych nieznaczności, pojedynczych i zbiorowych, i rozmaitości śladów, jakie zostawiają. Sami sprawdźcie. Mnie nie stać na grzebanie w tekście i wyławianie ich na potrzeby blogowego wpisu. Sorry, nie dam rady. Jestem kompletnie zajechana.

 

Ludzie nieznaczni, Agnieszka Dauksza; Karakter grudzień 2024 


5.11.2025


Komentarze

Popularne posty