Depresja, pojęcie podrzędne


Refleksje sprzed i po powrocie z Biedronki.Wpis nieplanowany, ale wkrótce zapewne podawanie takiej informacji nie będzie miało sensu. Po kolejnej nieprzespanej nocy – zjazd pionowy. Choć noc jakoś tak pożytecznie, a nawet radośnie nieprzespana – pisanie, poczucie, że mój projekt ma sens i idzie naprzód.

Przytomniejąc w środku dnia – sięgnęłam po „Szklany klosz” Sylvii Plath. Tak tylko, żeby wziąć do ręki. Ot, taki sygnał z mózgu: weź pigułkę. Niewyspanie, ostatnio chroniczne, bałagan w mieszkaniu, znów (!) pustoszejąca lodówka. Znów nie mam siły się za to wszystko wziąć. Po pierwsze biorę się za zlecony tekst, bo termin mija. I tak zawsze... Nie mogę nawet patrzeć na jedzenie, przynajmniej na to, które jest. Ewidentna, wypełniająca całe mieszkanie, każdą cząstkę powietrza obecność syna. Gdybyż kurz sam się ścierał, gdy on tak chodzi, chodzi, biega, biega, skacze, skacze. Trudno mieć pretensję, że domaga się obiadu, spaceru, czegoś tam jeszcze. Po swojemu, ostrzałem z pojedynczych słów: mama, mama, kończy, kończy, idziemy, idziemy, spacer, do sklepu. Już nic nie słyszę. Kolejne słowo przecina mi żyły. Wtedy wkładamy kurtki i idziemy do Biedronki. Już ciemno.
Mój egzemplarz „Szklanego klosza” (klejone kartki) sypie się mocno, po tylu latach. W sumie – tak, jak ja, dodałby może prosty poeta. Jedna z najważniejszych książek nie tylko dla mnie, ale dla wielu osób z mego pokolenia 70., wchodzącego w dorosłość po 1989. W PRLu nie było despresji. Byli na pewno dziwni ludzie, co nie brali się w garść. Smutasy, z wiecznym poczuciem winy, że tacy są beznadziejni. To dzięki Sylwii Plath, dziewczynie z kraju szczęśliwców i rokefelerów, wielu z nas dowiedziało się, że ten dziwny stan smutku, zawieszenia, którego doświadczają zdarza się nie tylko im. Plath pisze o wydarzeniach ze swego życia, relacjonuje relacje rodzinne, koleżeńskie, wyjazd na staż do Nowego Jorku. Opisuje, jak kto się zachowuje, co mówi, jak wygląda. Sprawy zwyczajnie, bywa, że nieprzyjemne, bywa, że całkiem miłe. Albo nijakie i nie wiadomo jakie. I co? Nic, tylko schować się, wleźć do jakiejś dziury, przestać istnieć. Właśnie tak, nie zabić się, nie umrzeć, ale przestać istnieć. Ja często czuję, że chciałabym stać się niewidzialna, malutka jak ziarno piasku, i gdzieś ewentualnie przycupnąć, w ciszy z takim prawie nieistniejącym ciałem, które nie zabiera miejsca i niczego nie potrzebuje. Dla mnie sygnałem, że oto znów się pojawiła pani D. jest poczucie, że nie wiem, co zrobić z własnym ciałem, gdzie je upchnąć. Jest takie niewygodne. Chciałabym je gdzieś odłożyć. Przeszkadza mi.

Dorotko, taki piękny zimowy dzień – nie szkoda ci? Wszyscy na spacerach. Pomyśl o P. Musisz o niego dbać, a nie tylko o siebie. A, wypierd...j, wewnętrzny głosie. Jesteś jak czip, wszczepiony dawno temu, nie mój.

W Biedronce kupujemy, co trzeba. I jak zwykle kilka produktów, bez których lepiej byłoby się obyć. On chce. Czasem ja też. Płacenie w kasie samoobsługowej z panem P. to doświadczenie graniczne. Kasa z człowiekiem – niewiele lepiej. Wyłącza się z rzeczywistości. Chowa coś do torby nim przeszło przez czytnik, coś się spada, denerwuje się, chce do domu. Miotam się, jak zwykle. W środku. Na widoku publicznym wytrenowane zachowania – tylko spokojnie! Zapłacić, spakować, wiać. Kolejka. Nasz występ wcale się ludziom nie podoba. Jak będę tak mała jak ziarnko piasku, nie zmieści się we mnie żadne miotanie. I nikt nie będzie się gapił.

Wracam wyczerpana. Sam sobie robi kolację: kupił co lubi i potrafi przygotować. Zuch. Nie wiem kiedy kładzie się spać. Dziś bez miliona dobranoc, dobranoc. O, losie, dzięki!

Jak już dziś wzięłam ten „Szklany klosz” – chciałam napisać o tej biografii. Zamiast o swoim podłym nastroju, tak mi znanym. Choć interesuje mnie, jak „działają” ludzie, rzadko sięgam po biografie. Mam do nich ograniczone zaufanie. Tak, a priori. Takie, podszyte Sartrem, a bardziej Camusem czytanym, wtedy co i Sylvia Plath. Uważam na biografie, bo jednak piszą je inni. Byłam w humanistycznej klasie, szybko zrozumiałam, co historia może zrobić z żywymi ludźmi…




O tej biografii mam siłę napisać tyle, że czyta się ją, jak relację z życiorysu, napisaną z czułością. Podpartą zdjęciami, cytatami z listów i wierszy, dokumentami, wypowiedziami znajomych Sylvii. Sylvia z tej książki jest czuła i prosta. Jest zwyczajną dziewczyną, która lubi różne babskie głupoty, lubi robić jeden rzeczy, innych nie. Ma plany i marzenia. W Nowym Jorku młodziutka Sylvia odbywa staż w piśmie „Mademoiselle”, z czułością i prostotą poznaje świat, w sumie zwyczajny, wszędzie taki sam: pełen ludzkich gier, których niektórzy nie nauczą się nigdy. Zawsze będą poza. Dziś trudno mi znaleźć lepsze słowa, podać więcej szczegółów, ale skoro to właśnie dziś piszę o tej książce, moje słowa muszą wystarczyć.

I może to:




Ostatnio sięgam częściej po autobiograficzne eseje, ufam im bardziej niż biografiom. Nabieram pewności, że takie książki są niezwykle ważne.


Dziś znów wzięłam książkę Ewy Meijer. Wracam do niej, jak ćma, by kołować nad świecą. Dzisiaj dla tego cytatu:

Ludzie bagatelizują fakt, że do życia trzeba przywyknąć, zapominają, że wielu z nas nie od razu potrafi żyć, a niektórzy nigdy się tego nie nauczą.

Więcej nie mam siły pisać... Polecam! Jest w niej wiele prostych, czułych słów, które mogą pomóc, dać poczucie bliskości z kimś, kto czuje podobnie, a do tego umie to opisać. Skarb!




Nie wiem, czy kiedykolwiek przywyknę do tych zachowań syna, które rozwalają mi sensorykę. Ale wiem, że są, będą i wiem, że na jego osobę składa się wiele więcej cech, że jest bardzo samodzielny, jak na skalę swoich zaburzeń, wciąż chce się uczyć radzenia sobie, komunikacji. Jednak trochę się boję jutrzejszego dnia, w którym nic się zasadniczo nie zmieni, ewentualnie stan mego ducha. Słowa, jakie mi o nim opowiedzą.

Depresja, pojęcie podrzędne wobec określenia stan ducha, wyczytałam dziś w wordowym słowniku wyrazów bliskoznacznych.


Szklany klosz. Sylwia Plath; Książka i Wiedza, 1989; tłumaczenie: Mira Michałowska

Sylvia Plath w Nowym Jorku, lato 1953, Elizabeth Winder; Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2015; tłumaczenie: Magdalena Zielińska

Granice mojego języka. Esej o depresji, Eva Meijer; wydawnictwo Linia, seria Biała Plama, Warszawa 2019; tłumaczenie: Robert Pucek


Komentarze

Popularne posty