TRÓJCA

 

Gdyby napadła cię znienacka sonda uliczna i zażądała: podaj trzy książki, które zabrałabyś, zabrałbyś na bezludną wyspę – masz odpowiedź?

Pochwalę się: ja mam. Jestem przygotowana.

Sama nie wiem, jak to się stało. Gdy po Facebooku krążyły łańcuszki „Wymień 10 książek, które miały na ciebie wpływ, czy jakoś tak, za nic nie potrafiłam zmieścić się w dwudziestu. A te trzy stoją obok siebie, na najbardziej dostępnej półce i nie budzą wątpliwości. Bez analiz. Serce wie.


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wymieniam wg kolejności czytania.

 

1.

Jadwiga Żylińska

Kapłanki, Amazonki i Czarownice

Opowieść z końca neolitu i epoki brązu 6500-1150 p.n.e.



Pierwotna magia. Raj utracony. Żebro Ewy, nim Bogini stworzyła mężczyznę. Dusza, taniec i śpiew. Biblia. Odyseja.

Kupiłam przypadkowo, chyba na kiermaszu, zorganizowanym przy okazji warsztatów dla kobiet przez Dojrzewalnię róż (kto wie, ten wie; może byłaś na moich?) Już od pierwszych stron, czułam się, jakbym wróciła w dawne miejsca, za którymi tęsknię do bólu, bez przesady, psychoanalitycznie napiszę – jak do łona matki. Bogini Matki. Może dla wielu z was brzmi to dziwnie, ale ja chcę teraz mówić takim językiem. O sprawach dla mnie ważnych. Dojrzałam do tego. Moje desire fantasy :)

Tak samo jest za każdym razem.

Oto jestem tam, gdzie wszystko się zaczęło, w mieście Wielkiej Bogini.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Czytam i nie mogę się oderwać. Książka składa się z 20 opowieści, opartych na mitach i legendach starożytności, z opowieści o kobietach – boginiach, królowych, kapłankach, amazonkach, matkach, córkach, żonach królów i bohaterów.


 

Znamy ich imiona, ale Żylińska nie pisze o nich w sposób, jaki znamy. To, co pamiętamy, często bardzo pobieżnie, urywkowo z podręczników i książek dla dzieci i młodzieży wywraca do góry nogami. Pisze z ich punktu widzenia, ale w trzeciej osobie, niczym skrzętny obserwator i życzliwy annalista. Historia, zapisana z kobiecej perspektywy, zwłaszcza tak odległa w czasie, kobiece spojrzenie od zarania, do nas nie dotarła. Książka, stylizowana na kronikę, ten brak wypełnia. Jeśli go odczuwasz, czytaj.

Nie ma tu dominacji kobiet nad mężczyznami, którą by sobie uzurpowały – co dziś z definicji, odwracając role, przypisujemy patriarchatowi. Jest inny porządek. Wcale nie cieplutki i sielankowy, pełen społecznych podziałów, nie wolny od okrucieństwa. Jest to też opowieść o tym, jak ten porządek umiera. Słońce, symbol męskiej siły, staje się coraz silniejsze od tajemniczego księżyca, wchodzącego w kolejne fazy, symbolu kobiecości, życia kobiet, opartego na cyklach. Relacje społeczne, związki między kobietami i mężczyznami są tu zresztą fascynujące – różnorodne, uwzględniające dziesiątki opcji. Żadne Hollywood nam tego nie pokaże.

Żylińska pisze tak pięknym językiem, że ma się łzy w oczach. Językiem w sam raz na epopeje, eposy, święte księgi. Prostym, w którym jest coś podniosłego i nie ma patosu. Zmysłowym. Dla mnie to język pełen wonnego dymu, kadzidlany. Niemal czuje się woń olejków, których używali mieszkańcy Knossos za czasów minojskich, widzi kolory ich strojów. Słyszy szepty w zaułkach pałacu Hat-sze-psut. Wciąga gorące powietrze, gdy Amazonki walczą z Achajami, lub się z nimi kochają pod osłoną nocy. Autorka ma niezwykłą umiejętność opisywania historii tak, jakby była jej świadkiem. Plus erudycja, staranność, wiedza archeologiczna i historyczna, cytowana w przypisach, podkreślając, że tak właśnie mogło być. 

Najbardziej różni się od znanej nam, romantycznej wersji historia Ariadne i Tezeusza. Tu jest on szorstkim Achajem, nawet nie próbującym zrozumieć jej kultury. Ostatnia Nimfa Krety, jak nazywa ją Żylińska, eteryczna, z tradycyjną barwiczką na twarzy, z nagimi piersiami, bo tak nosiły się kreteńskie kobiety, była dla Tezeusza cudaczną istotą, nie budzącą ani pożądania, ani ciekawości. Raczej złość, bo on, bohater igrzysk, wojownik, wyniosły królewicz ateński, ma się z nią żenić dla celów politycznych. Tezeusz zabiera Ariadne do Grecji, ale porzuca ją na wyspie Naksos. Tam, znajduje ją Dionizos, mało męski dziwak, artysta, i od razu się dogadują :) 

Głupio się przyznać, ale nie przyszło mi to do głowy, by sięgnąć po inne książki Żylińskiej, choć dziś niełatwo do nich dotrzeć. Zafiksowałam się na tej, doskonałej. Dostępny jest tytuł „Piastówny i żony Piastów”. Może się skuszę. 

 

2.

Olga Tokarczuk

Anna Inn w grobowcach świata


Tokarczuk czytam, odkąd istnieje.
Może to nie jest najlepsza z jej książek, pisana na zamówienie, na potrzeby międzynarodowej serii MITY, ale dla mnie szczególnie ważna. Gdybym miała pisać swoją czytelniczą autobiografię na sposób banalny, zaczęłabym od zdania: „Już od dzieciństwa fascynowany mnie baśnie, mity, pradawne opowieści.”

Książka zaczyna się od tego, jak odświętnie ubrana, spakowana w elegancką walizkę, bogini rusza odwiedzić siostrę. Towarzyszy jej służka, powiernica, przyjaciółka, Nina Szubur (mityczna Ninszubur). Ona jest narratorką. Drugim narratorem jest Neti, wierny sługa wspomnianej siostry, którą Tokarczuk nazywa Pani Druga Strona. Jest blada, nieruchoma, smutna, nieprzypominająca w niczym witalnej Anny Inn. W sumeryjskiej mitologii nazwano ją Ereszkidal. Była boginią świata podziemnego, krainy bez powrotu, drugiej strony – do której każdy musi trafić, ale nikt nie może wyjść z niej żywy.

Inannie się udało. Właśnie ten mit, jeden z najstarszych znanych ludzkości jest bazą książki – bogini schodzi do podziemnego świata, by odwiedzić siostrę, tamta wiesza ją na haku, ale Inanna zmartwychwstaje i wraca. 

Czytanie „Anny Inn” jest uczestnictwem w podróży, w nieustannym ruchu,w biegu. Jest jeżdżeniem windami, bo sumeryjskie miasto-państwo, w którym rzecz się dzieje jest tu ogromnym, oszklonym wieżowcem. Coraz ważniejsi w hierarchii mieszkają coraz wyżej, na samej górze mieszkają bogowie. Czytelnik, jak w kinie akcji, podąża za akcją ratowania zamordowanej bogini. Ninę Szubur, która rusza na ratunek swej pani, goni tłum wszelkiej maści potworów, upiorów, przebierańców. Bardzo on (teraz) przypomina mi tłumy „mędrców”, wystrzeliwujących swoje ja, swoje „wolne słowo”, swoją nieskazitelną agresję i głupotę na przykład w internetowych komentarzach. Pojawiają się tu inne mityczne postacie. Ciekawe są opisy codziennego życia w mieście-ulu-wieżowcu. Bogowie i boginie inaczej zarządzają światem. Nie mogą się dogadać. Jak to w korporacji, jak w patriarchacie.

Anna Inn, Jasna pani, wiecznie zabiegana, negocjująca ludzkie sprawy z bogami z najwyższego piętra, którzy skupiają się głównie na biurokracji, i byciu ważnymi – powraca. Pani Druga Strona nadal mieszka w swoim chłodnym królestwie. Ludzie pozostają mali jak ziarnka piasku, delikatni, śmiertelni. Ważni dla Jasnej Pani i innych bogiń, nawet ci najbardziej ułomni. 

 

Olga do opowieści dołączyła obszerne posłowie. Pisze w nim o boginiach, których imiona może i znamy, ale nie pamiętamy, jak ważne pełniły role. Krytykuje monoteizm. Brakuje w nim kobiet, silnych kobiet, bo – co jakoś szczególnie zapamiętałam – matka boga w tradycyjnej wierze bardziej przypomina zjawę niż boginię, jest okaleczona, pozbawiona mocy, jako matka-dziewica zupełnie nieprawdopodobna. Warto jednak łyknąć trochę chrześcijańskiegofeminizmu.

Lubię mocno propagowaną przez Olgę – idę powrotu Bogini. Jest trzeba, by wróciła, jest potrzeba świadomościowej zmiany. Dla mnie, i nie jestem tu oryginalna pokazały to między innymi protesty. Niekoniecznie pisząc na kartonach: Bogini, wróć wreszcie z tych podziemi i zrób porządek.

 

 

 

 

Tokarczuk cytuje nazwę miasta Ibru, ale w opracowaniach naukowych jest to zwykle Nippur, Nibru lub Nippuru, pradawna stolica Sumeru. 

A studia sumeroznawcze, mity, pisane przez i dla archeologów, kuchnia dawnych Asyryjczyków prosto z mojej półeczki może kiedy indziej ;) 


3. 

Lina Wolff

Poliglotyczni kochankowie


 

Najbardziej przypadkowa z ulubionych książek. (Czy masz listę przypadkowych książek, które zmieniły twoje życie? Ja nie. Chyba pora nadrobić). Kupiona przy okazji zakupu biografii Sylwii Plath, żeby dodać trochę więcej sensu kosztom wysyłki. Szczęście dopisało.

Nie znalazłam innej powieści szwedzkiej autorki, by poznać więcej jej wrażliwości. Sprawdzałam nawet, czy istnieje, czy to nie jakiś pseudonim. Istnieje, w Szwecji w 2013 roku dostała nagrodę za książkę roku. Jest 2021 i nie ma kolejnej książki…

Czytam więc tę samą, od czasu do czasu. Niby nic, taka tam, zwykła proza o pokiereszowanych ludziach, szukających swojej szansy. Snujących się po życiu własnym, włażących w życia cudze w nadziei, że coś się wydarzy, kliknie, zaiskrzy, spełni, będzie. Przypomina wiele innych książek, w tym chyba jakieś sławne :) Jest w niej np. nietrzeźwy facet, który – wg mnie – wyszedł prosto z prozy Bukowskiego. Można sobie pozgadywać. Autorka na wstępie kolejnych części cytuje Kinga, Houellebeq’a, Djunę Barnes. Każda część ma innego narratora, opowiadającego swoją historię, z różnych części świata, ale – jak to w prozie bywa – historie się łączą. Jest i realistycznie, i onirycznie. Trochę się gmatwa, trochę zaskakuje albo śmieszy. Ludzie, którzy plączą się po tych stronach są albo pozbierani i przypominający „prawdziwych”, albo jacyś jakby kompletnie wymyśleni. Ale kto wie, ludzie może istnieli naprawdę. Przypływają, odpływają.

Tak najkrócej – wg mnie – jest to rzecz o spotkaniach. Z jednymi dogadujemy się na krótko, ale nie do zapomnienia, z drugimi zostajemy na zawsze. Za kimś tęsknimy, z kimś jest nam dobrze, kogoś mamy dość. Opcji jest wiele. Ludzie mówią różnymi językami.
Tak, jest też o miłości. Nietypowo. I poetycki happy end. Niektórzy znajdują. Inni poprzestają na mitologii.



Fragment ulubionego rozdziału o starej sekretarce, z którą nie wiadomo co zrobić w nowoczesnej firmie.

 



 



 

 

 

 

PS W przyszłości będę się bardziej streszczać. Teraz tak, od serca, z rozpędu :)

 

Kapłanki, Amazonki i Czarownice. Opowieść z końca neolitu i epoki brązu 6500-1150 p.n.e., Jadwiga Żylińska;  Kopia 2001

Anna Inn w grobowcach świata, Olga Tokarczuk; Znak, Kraków 2006

 

Poliglotyczni kochankowie, Lina Wollf; Marginesy, Warszawa 2017; tłumaczenie: Dominika Górecka

Komentarze

Popularne posty