Spacery, czekanie, pstrykanie

Spacer z synem od lat oznacza wolność. Dla niego i dla mnie. Wspólne chwile bez napięć, obowiązków. Każde idzie w swoim rytmie. Piotr dłuuugo przede mną. Równym krokiem, zdecydowanie. Ja z tyłu.

Zdecydowanie jako tylna straż, czyli ariergarda – tak miał nazywać się blog.

Idę powoli, rozglądając się, zatrzymując. Czasem dostaję ochrzan, że rytmu nie trzymam. Z tego uważnego wleczenia się wykluł pomysł na robienie zdjęć. Oczywisty. Wciągnęłam się :) Gapię się, wdycham, wącham. Staję. Wymierzam. Bardzo dokładnie. Jak kadr nie „obejmuje” mego wrażenia, zachwytu, zaskoczenia – rezygnuję. Jak widzę potencjał – pstryk! Szukam jakichś kątów, cieni, dziwnych skojarzeń.

Zostawiam kilka, czasem kilkanaście zdjęć.

Zdjęcia wychodzą mi melancholijnie. To celowy zabieg. Takie lubię. Z weekendowego spaceru na wiślanych bulwarach niosę w telefonie kilkanaście „zamyślonych” bezludnych fotek. Tak oto potrafię! Jak się dobrze ustawię, będę uważna i cierpliwa.

Na co dzień prezentuję często pełen zakres żeńskiego ADHD – odkąd pamiętam, kiedyś nie znając tego pojęcia, możliwe, że zdecyduję się na diagnozę. Trudno mi się koncentrować, a jednocześnie mam wewnętrzny przymus kończenia spraw, które są ważne – na już.

Chodzimy tak, odkąd P. miał jakieś 12 lat. Nabrał wtedy świadomości, że lubi spacery. Wsiadaliśmy w jakikolwiek środek transportu miejskiego, wysiadaliśmy, szliśmy, szukaliśmy sposobu, by wrócić. Wtedy i dziś decydował, gdzie idziemy, wysiadamy, itd.Jak był młodszy – uciekał. Nagle zaczynał biec przed siebie. Spacery były niemożliwe. Były to raczej wyjścia pod napięciem.

Pstrykam też, czekając na niego, gdy jest na zajęciach. Nie zawsze znajdzie się jakaś poczekalnia, by poczytać. Czasem po prostu pogoda jest dobra. Życie rodzica niepełnosprawnego dziecka (i dorosłego) w dużym stopniu polega na wożeniu, czekaniu, odbieraniu. Wielu robi, co może, by nie potęgować poczucia straconego czasu. Próbuje wypełniać te długie godziny, czymś więcej niż trwaniem.

Z kawą z automatu, jak dobrze pójdzie. 

Zdjęcia z aparatu w telefonie. Wystarczy. Choć mam jakiś tam sprzęt w szufladzie.

Medytacja. Sztuka ulotna.

Coś robię i nie jest to materialne, dziś już nie musi, choć może (A. oddaj mi drukarkę do zdjęć!). 

Jak co mi coś znowu wyjdzie, wrzucę zrobię tu wystawę :)


Poniżej pozycje wybrane z archiwum, nieodległego w czasie. Starszych wrzucać chyba nie wypada, choć mam kilka takich serii, którymi się jaram ;) W pandemii -- lasy, lasy. Ostatnio więcej przedmiotów, zdalne życie i praca w domu mają swoje skutki. Robię czasem coś, co można wziąć do ręki.

























Komentarze

Popularne posty