Bunt kobiet

 


Żyjemy z dnia na dzień, z nocy na noc. W zamknięciu. Jednak kobiety wychodzą na ulice. Strajk kobiet. Piekło kobiet. Przez to stało się jeszcze ciaśniej. Pewnie dlatego sięgnęłam ponownie po tę książkę. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Historia niewyobrażalnego okrucieństwa. Jamajka, przełom XVIII i XIX. Czasy panów i niewolników. Dawno, daleko. Wydawać, by się mogło.

Grupa kobiet nie śpi. Knują. Organizują bunt. Bunt czarnych niewolnic, stojących najniżej w hierarchii tamtego świata. Główna bohaterka, młoda dziewczyna, nazywana jest Lilit. Jeśli przeczytanie, na samym samym końcu okaże się, kto ją tak nazwał. I po co. Imiona niewolnikom panowie mogą nadawać wedle własnego klucza: Homer, Pallas, Tantal (to imiona kobiet).

Strategiczny dla tej książki jest język. Po pierwszych stronach byłam nim porażona – zaburzona składnia, plugawy, męczący, powtarzające się słowa: bekanie, ruchanie, pierdzenie, trykanie, kutas, dupa, cipa, negry, czarnuchy. Plugawy jest język powieści, parszywy opisywany świat. Biali i czarni ludzie, żyjący w jakimś chorym współuzależnieniu. We wzajemnym uścisku. Sprośnym, obrzydliwym. Nie ma tu dobrych ludzi, szlachetnych bohaterów. Wszystko jest brudne. I spływa krwią. Dużo tej krwi, bólu, bicia. Ran i blizn. Niewolnicy są okaleczani fizycznie, od bezlitosnego chłostania, torturowania mają zdeformowane ciała. Zamykałam oczy, brałam oddech, by móc czytać dalej... Okaleczeni są w tym świecie wszyscy. Nie ma zasad, wartości, szacunku. Brudne są piękne białe panie. Bo jak mogły żyć w tym świecie bez sprzeciwu? Pada takie sformułowanie „Bóg białych ludzi”, ale co to za bóg...„Czarnuchy” też nie znają wyższych wartości (nasza cywilizacja wymyśliła sobie takie sformułowanie), jedni czarni są panami wobec innych. Czarni boją się białych panów, ale wiedzą, że biali panowie i panie boją się ich: złych spojrzeń, niejasnych intencji, czarnej magii. Wrogości, która w każdej chwili może się objawić wsypaniem trucizny albo gwałtem. Potem spotka czarnucha śmierć, ale jemu już to niestraszne. Tak może w człowieku urosnąć gniew i nienawiść. Czarne kobiety to samo dno hierarchii. Z nimi można zrobić wszystko. Każdy może, kto jest choć trochę wyżej. Jednym wolno „tylko” pomiatać, gwałcić, innym – zabić, spalić żywcem.

W takim świecie nie ma miejsca na dobro.

Czarne niewolnice szykują rebelię, ale nie zamierzają zmieniać znanych zasad. Lilit się buntuje inaczej. Jest bardzo młoda, jeszcze nie dość poniżona, sponiewierana. Czytajcie, na własną odpowiedzialność.

A ja, zacytuję:

Coś Ci jeszcze powiem o czytaniu. Widzisz to? Za każdym razem jak to otwierasz, jesteś wolna. Wolność jest tutaj i nikt nie będzie wiedział, żeś wolna, tylko ty.

W całym tym mroku, w podłym świecie jest i poezja. Jakżeby nie. Karmi się nadzieją. Że uda się uciec, znaleźć furtkę w murze, że możliwy jest lepszy los. Lilit uczy się czytać. Jest wyjątkowa także pod tym względem. Jeszcze nie napisałam, że jej krew jest w połowie biała, po ojcu.


Żeby móc czytać „Księgę Nocnych Kobiet”, potrzebna mi była inna książka. Pobiegłam jej szukać, jak tylko zaczęłam lekturę. W środku nocy oczywiście. „Czerwony namiot” Anny Diamant. 

 

Napisana łagodnym językiem, opowieść-rzeka o siostrzeństwie z czasów starotestamentowych. O kobiecej mocy. Tytułowy czerwony namiot, to miejsce, w kobiety przebywają, gdy co miesiąc krwią, a także, gdy rodzą. Miesiączkują, rodzą, ronią, chcą dzieci lub nie. Wtedy żyło się we wspólnotach. Mogły swoje doświadczenia razem fetować i razem dźwigać. Jest to opowieść, nade wszystko, o kobiecej dumie. Bohaterka, także młoda dziewczyna, Dina, dorasta, wspierana przez matkę, jej siostry, inne kobiety, które poznaje. By potem, przekonać się do czego zdolni są mężczyźni, i to najbliżsi dla jej  „dobra”, w imię zasad, którzy oni wymyślili, nie kobiety. To znana rzecz, więc więcej pisać nie będę. Chciałam ją mieć blisko, zaglądać, czytając u Jamesa o przypalaniu, gwałceniu, o płaszczeniu się, gdy trzeba, zapominaniu kim się jest, by przeżyć, nim jest nadzieja, że jest po co żyć, o tym, że można chcieć żyć tylko dla zemsty. Tam to dopiero nie ma empatii! Taka dygresja, lubią się na jej brak w społeczeństwie powoływać matki niepełnosprawnych dzieci.

  

Nie piszę recenzji, czytam i piszę po to, by zauważyć coś poza okładkami.

Obie książki łączą mi się z sytuacją kobiet dzisiaj w Polsce, po tym, jak odebrano nam prawo do decydowania o sobie, przy udziale „panów”, także tych „od boga”, którzy mają swoje wizje, dotyczące naszego życia. Z naruszaniem praw kobiet w całym świecie. Łączy mi się z sytuacją zostawiania kobiet samych sobie, gdy dziecko, które urodzą wymaga specjalnej troski. Wiele z nas ma wsparcie mężczyzn, jest w dobrych związkach, pełnych rodzinach, które budują swoje systemy, by żyć, jak najlepiej się da. Ale, co trzeba zrozumieć (wyjaśniać, powtarzać) – to nasze ciała przyjmują, znają specyficzne doświadczenia, związane z prokreacją. Więc to my powinnyśmy decydować o naszym losie, o tym, czy chcemy dzieci, kiedy tak, kiedy nie, i czego w ogóle chcemy. Bo to my, nikt inny, nawet najlepszy partner, możemy chorować, umrzeć, coś w życiu stracić. Jak jest najlepszy – trzeba z nim rozmawiać. A co jak nienajlepszy? A może nie ma żadnego, w ogóle nikogo. Potrzebna nam wiedza o człowieku, społeczeństwie, świecie całym – edukacja. Potrzebne nam diagnozy np. medyczne, konsultacje (we wszelkich dziedzinach, jakie nas dotyczą, nie tylko co do zdrowia, w tym psychicznego, ale wszelkich zasobów), potrzebne rozmowy z bliskimi. Ale niczyje decyzje.

Dlatego aborcja na życzenie to nic, co mogłoby być dyskusyjne. Jedna skorzysta, inna nie. Kolejna nawet nie pomyśli, bo wybrała wartości, której na to nie pozwalają. Ale do licha wybrała, wybrałaś je dla siebie! Nie dla mnie, nie dla niej, czy dla niej. A mamy teraz sytuację, w której część ludzi uważa, że może wybierać za innych. W tym ci, którzy wciąż mówią, że tak całkiem na życzenie to nie, bo… Nie twoja ciąża, nie twoja sprawa, daj spokój. Prościej nie umiem. Jestem nowa w temacie, dopiero niecały rok temu pojęłam o co chodzi, wcześniej raczej omijałam temat. Nie dotyczył bezpośrednio. Unikałam także kobiecych wspólnot. Po co mi one, mam swoje życie. Doceniłam je zaledwie kilka lat temu, zostając z synem całkiem sama, poznając inne matki. Fajne, sprawcze, szczere. Moje najlepsze przyjaciółki.

Jeśli ktoś uznaje świętość życia, niech pamięta, że to nie jest powszechne. Ludzie myślą różnie. Mnie się na przykład ta admiracja życia kompletnie się nie łączy z zamiłowaniem do wojen, tworzenia oddziałów do walki i w obronie. Nie wiem, czy bóg chciał, by kobiety cierpiały. Niektóre z nas bardzo cierpią, i to co miesiąc. Miesiączka w łagrze? Sołżenicyn coś o tym pisał? A podczas powstania warszawskiego, w kanałach? Zośka nie miał. Bez herstory wiemy pół. Okazuje się, że ubóstwo menstruacyjne to poważny problem. Kto na to wpadł po 1989, bo wspaniali nasi budujący wolną Polską obskakiwani w pokłonach mężowie stanu jakoś nie. I ja też nie. Nadrabiam. Nie warto po cichu.

Planując od jakiego czasu napisanie o tych dwóch powieściach, które już ze dwa lata temu uczyniłam „siostrami”, wcale nie planowałam wyciągania takich wniosków. Zadziało się. Nie po to jednak są na świecie takie mocne ważne książki, by służyły chwili relaksu, czy literalnym recenzjom. Nie po to, ktoś je pisał, natrudził się. Chcę to uszanować. Czytam akurat dokument Klementyny Suchanow „To jest wojna”, dość wolno, ale wnikliwie. Tym bardziej moje myślenie skręca w rejony pozbawiania kobiet i mniejszości ich praw, manipulowania, odzierania z podmiotowości, wywalczonej bardzo niedawno, patrząc na współczesne dzieje świata. Pamiętam, że niedawno było #metoo.

Bohaterki „Księgi nocnych kobiet” są już tak bardzo zaszczute i zniszczone upodleniem, swoim „niebyciem”, że chciałyby zniszczyć świat. Brzydkie słowa (używają ich) to za mało. Nikt nie chce być niewolnikiem. „Czerwony namiot” pokazuje, jak w jednej chwili rozpada się marzenie, ale można się pozbierać, gdy wyrosło się na mocnym fundamencie – wsparcia matek i sióstr.

Pisałam, że główne powieściowe bohaterki są młode. 

Nasze dziewczyny piszą właśnie herstories na transparentach, na protestach.


Księga nocnych kobiet, Marlon James; Wydawnictwo Literackie, 2017; tłumaczenie: Robert Sudół

Czerwony namiot, Anita Diamant; Rebis, Poznań 2004; tłumaczenie: Katarzyna Kaliska



Komentarze

Popularne posty