Sztuczne gwiazdy

 

 

„Fake Famous” („Podróbki sławy”) dokument o influencerach, o podrabianych instagramowych gwiazdach powstał właściwie przed chwilą. Dziwne uczucie, jak dla mnie, oglądać coś tak świeżego. Jestem z innej epoki najwyraźniej. OK boomer, opóźniona blogerko kogo obchodzi, co sądzisz o tym nowym świecie. Mnie?

Na samym początku dowiedziałam się, że ludzie z całego świata pielgrzymują do Los Angeles, żeby zrobić sobie fotkę na tle różowej ściany i wrzucić na Insta. Ta ściana jest teraz najsławniejszym obiektem w całym LA. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam. NIGDY.

Twórcy filmu stawiają tezę, że dziś wszyscy chcą być sławni, od dziecka chcą zostać influencerami i zarabiać mnóstwo kasy, pokazując się w mediach społecznościowych. Mają wiedzę, że followersów można kupować setkami za niewielkie pieniądze, dopłacając można mieć ich lajki i komentarze, takie prosto z zaprogramowanej maszyny. Pełne uwielbienia, oczywiście. Wiedzą, że zdjęciami można oszukiwać, ile wlezie. Nawet ja słyszałam, że klapa sedesowa dobrze ustawiona może robić za samolotowe okno, czyli iluminator. Teraz sobie o tym przypomniałam. Włożyć w nie odpowiedni widok to też żaden problem. Wakacje na Seszelach można sobie wystylizować w dmuchanym baseniku. Luksusowy apartament w kawalerce. Twórcy filmu mają pomysł, by zorganizować casting, wybrać trzy osoby i zrobić z nich sławnych ludzi. Wybranymi szczęściarzami zostają Dominique, Wylie i Chris. Dziewczyna pracuje w sklepie z ciuchami, chodzi na castingi, gra epizody, szuka wielkiej szansy. Wylie pracuje w biurze nieruchomości jako wynieś/przynieś swego szefa. Chris ma wiele talentów – upcyclinguje ciuchy, ćwiczy na siłowni, rapuje. On najbardziej wierzy w siłę swoje osobowości. Dominique i Wylie są idealnie zwyczajni, a jednak szukają sławy. Wszyscy troje przyjechali do Miasta Aniołów w tym dokładnie celu. Ekipa zabiera się do pracy. Kupuje im fałszywych followersów, organizuje sesje zdjęciowe i czeka, co się zadzieje. Nie mogę zdradzić, jak kończy się historia. Obejrzyjcie. W filmie wypowiada się ekspertów, związanych z instragramowym biznesem. Bo to biznes wart miliony.

Najłatwiejsze i najtrudniejsze pieniądze (cytat).

Wypasiona sesja wystarcza na kilka dni.

Influencerka to harówa. Budowanie marki. Trzeba się promować, by nie zniknąć.

Można się uzależnić od lajków, od prezentów i kasy za posty.

Gdyby zapłacono mi, żebym nie miała innej pracy, mogłabym to robić (cytat).

Autobus z influencerkami, które wygrały wycieczkę do Vegas to ostatnie miejsce na Ziemi, w jakim chciałabym się znaleźć. A może za kasę bym jednak wsiadła? Rachunki czekają. Pamiętam, jak się czułam na sponsorowanych wyjazdach organizowanych dla redaktorek, redaktorów. Wiedząc, że coś trzeba będzie napisać, i to sprytnie, żeby biuro reklamy się nie czepiało. Oczywiście coś pozytywnego. Nie, nie chcę się zastanawiać, czy za kasę i ciuszki pojechałabym z tym towarzystwem.

Wszyscy wiedzą o fałszywej sławie, kupowaniu followersów i lajków, jest zmowa milczenia. Linkuję opinię Harel o „Fake Famous”. Ja ledwie coś słyszałam. Ona od lat się temu wszystkiemu przygląda, i pyta, jak (długo jeszcze) można tak powszechnie ściemniać.

Tutaj można sobie sprawdzić, czy nie odjechał nam peron z dworcem, gdy jaramy się naszym kontem na Insta. Pewnie używam jakiegoś oldskulowego języka. Nauczyłam się słówka „oldskulowy” i rzucam nim często. OK boomer.

W necie pełno jest mnóstwo porad, jak, gdzie kupić sobie lajki od botów. I zostać gwiazdą. A ściślej – zainwestować, by zarabiać. Pełno jest porad dla PRowców, jak współpracować z influencerami. Nie mam na to czasu. Mówię o polskich stronach. Ogólnie strasznie jestem zdenerwowana, pisząc. Chciałabym jeden taki serial obejrzeć, wrzucili nowy sezon na Playera. Ale obiecałam opinię koledze, który podrzucił mi info o tym filmie. Miejmy to za sobą ;) Film mnie wciągnął, obejrzałam z zainteresowaniem. Niby wiedziałam o tych botach, ale jakoś specjalnie się nad tym nie zastanawiałam.

Budowanie marki to nic złego. Tylko czemu wygrywają miernoty i durnoty. W sumie, co ja się głupio pytam. Zawodowo obtańcowywałam mało mądre brandy, aż się skrzyło. Umiem w to. Tylko już nie chcę.

To jest właśnie ta chwila. Nie biorę już takich zleceń. Od teraz. Założenie bloga potraktowałam jak założenie firmy. Zmiana, zwrot miała właśnie być powrotem do prawdy, szukaniem siebie, robieniem (wreszcie!) tego, co zawsze chciałam robić. Więc chcę już skończyć ten wpis, bo bardzo jestem zdenerwowana. Przypominaniem sobie instragramowe aktywności tych zadowolonych z siebie pustot. Tego fałszu.  Tego, ile kasy się tam filtruje. Największe gwiazdy kupują sztucznych followersów. Brrr!

Polubiłam trójkę bohaterów. Na castingu wydawali mi się okropni, wszyscy tam byli okropni, a nie wiedziałam kto wygra. Wszyscy byli sztuczni, sztucznie radośni. Sztucznie pewni siebie. Okazali się skromni i sympatyczni. I zaskoczeni rozwojem wypadków. Ale nie będę spoilerować. Tylko jedna uwaga – trafiła się pandemia, wyznaczyła zakończenie filmu i pointę.


Mam konto na Insta.

https://www.instagram.com/dorotaaprochniewicz/

Polubcie!

Wrzucam fajne zdjęcia. Ostatnio dużo :) Dzięki nim spełniam się jako artystka. Ćwiczę, doskonalę się. Czuję, że nie jestem już tylko zmęczoną mamą pana P. z autyzmem, zarobioną po uszy, zatopioną w zleceniach, które od dawna nie inspirują i nie rozwijają; trudno w mojej sytuacji awansować.

Nie nazwę się fotografką, to za dużo. Jestem raczej "malarką", kolażystką, kolorystką, która komponując swoje prace używa aparatu. Tego z komórce. No, i piszę. To całkiem rozwojowy zestaw. Można jedno z drugim poskładać. I cieszyć się tym. Jestem konceptualistką :) O sławę nie zabiegam. Chcę zdążyć ze spełnieniem. Lepiej późno niż później. Wcześniej jakoś nie było na to czasu. Nie było czasu na mnie.

W sobotę zawiozłam syna na zajęcia. Po kilku godzinach miałam go odebrać. Film miałam już obejrzany, kombinowałam, jak o nim napisać. Włączyło mi instagramowe myślenie. W pobliżu jest piękne miejsce, park. Przed wejściem kupię kawę. Usiądę na ławce. Zrobię fotkę, dołożę książkę. No, tak, ale jak za 5 minut nie dostanę kawy, to tam nie dojdę… Kupiłam w kawiarni mocne espresso. Wypiłam do drodze. Podziałało! W parku i rezerwacie schilloutowałam się do głębi. Dawna tak nie odpoczęłam. Dawno nie czułam się tak dobrze. Zrobiłam mnóstwo świetnych zdjęć. Było zachwycające światło. Taki prezent od losu. Będą długo zasilały moje konta, ale po pierwsze moją wyobraźnię.

Jeśli odjeżdża mi peron, to w dobrym kierunku. Lubię ten odjazd i kierunek. 

Obserwujcie mnie na Instagramie ;)  Jestem prawdziwa.


Szkoda, że nie mogę napisać, jak kończy się film. Czy wybrana trójka zostaje bogatymi gwiazdami z pozornym milionem obserwatorów, czy nadal kusi ich sztuczna sława. Czy może nie. 

Nie zabrakło informacji o tym,  że media społecznościowe mogą służyć wartościowym społecznym celom. Nie zabrakło refleksji, ile dobrego mogliby zrobić ludzie, mający ogromne  zasięgi -- bo jednak, oprócz botów, mają również rzesze prawdziwych obserwatorów. I fanów.




Fake famous (Podróbki sławy), 2021, reż Nick Bilton,





Oto Dominique 

Wylie jest tutaj

Konto Chrisa



Komentarze

Popularne posty