Austen i "Sanditon"

 

Brzmi jak dwa nazwiska :)

"Sanditon" to tytuł niedokończonej powieści Jane Austen. Niedokończonej przez samą Jane, dokończonej przez Marie Dobbs wiek później. Nie czytałam. W Polsce wydał to w 1999 roku Prószyński i S-ka, można szukać w antykwariatach.

I teraz oto, po tym jak grzecznie, i z dbałością o szczegóły dotyczące epoki  sfilmowano już wszystko, co napisała Jane pojawia się serial „Sanditon”. Dzięki losie, że trafiłam na niego. Bo mogłam nie trafić. Oglądam seriale, jak mają policzalną liczbę sezonów, tak do trzech powiedzmy. Trafiam na nie dość przypadkowo. Czasem szukam świadomie. A czasem szukam „czegoś”, bo mi się serialu chce. Jestem wybredna i nie nadużywam. Tym razem obejrzałam kawałek odcinka w tv, a potem półka w empiku skusiła promocją. Czyli znów w starym stylu – DVD. Poskładało się: Jane, serial, a ja w fazie „coś bym zjadła, wypiła, wypaliła”, w odcinkach, na wieczór, na znieczulenie, na zapomnienie, zagłuszenie znajomego wycia, brzęczenia oraz egzystencjalnego bólu. Czyż nie po to seriale są?

Cudo! Mniam. Wkręciłam się i obejrzałam chyba z pięć razy pod rząd. Ze dwa miesiące temu, i ostatnio znów – niech sobie leci w tle. Gdy muszę żyć, wytrzymać, pracować, i takie tam. A serca za bardzo do tego nie mam. I radości w sobie. 

 

Jane Austen? Tak, należę do klubu.

Pan Darcy, staw, biała koszula. Wiadomo. Ogólnie pan Darcy. Pamiętam emocje z czasów nastoletnich, czekanie na kolejne odcinki, oglądane w czarno-białym telewizorze. „Dumę i uprzedzenie” produkcji BBC z Colinem Firthem i Jennifer Ehle muszę z raz w roku obejrzeć. Zwykle w okolicach Nowego Roku. Taki obyczaj. Filmu z Keirą nigdy nie obejrzałam w całości, telewizje częstują nas tą produkcją dość często, ale jakoś nie chce mi się tego oglądać. „Rozważna i romantyczna” (1995) w reżyserii Anga Lee z fantastyczną obsadą to jeden z moich ulubionych filmów. Serial BBC jest w porządku, daje się oglądać, choć wolę „Perswazje” z Sally Hawkins. Powstają „Perswazje” z Dakotą Johnson – czekam, jestem ciekawa. Oglądałam więcej niż czytałam, cóż… Ale po serialowym „Sanditonie” obiecuję sobie sięgnąć, poczytać, mieć opinię, co mi to robi dziś.


A „Sanditon” w odcinkach?

Ostra jazda. Jeśli porównać z wcześniejszymi produkcjami na motywach. Nawet seks jest. Hetero. I gołe dupy. Dodam, że męskie.

Jest pysznie. Zaskakująco. Bohaterowie na każdym kroku próbują wyleźć z ram, zarówno własnych ograniczeń, jako postacie, z klisz podobnych postaci, jakie znamy przede wszystkim z filmów. Uparcie wyłażą z ram naszych wyobrażeń o epoce. Jak oni ciężko na to pracują! Gdzieś mają wszystko, co tam sobie naroiliśmy o damach, dżentelmenach, warstwach wyższych, niższych. Oraz happy endach.

Ważne w powieściach Austen tematy zostają.

Ale bohaterowie niełatwo przechodzą nad nimi do porządku.

Można poczuć na wskroś, co znaczy być ubogim krewnym, wykluczonym, zdanym na łaskę bogatszej rodziny. XIX-wieczne zasady są straszne i nieludzkie. W tym, jakie to austenowskie – dawanie słowa, dotrzymywanie słowa, jakby świat się nie zmieniał, jakby nie zmieniały się nasze emocje, uczucia, potrzeby i całe to wszystko.

Tytułowy Sanditon to nazwa miejscowości nad morzem, z której pewien rozmarzony człowiek chce uczynić sławny kurort. Cała jego rodzina żona, dzieci, rodzeństwo żyją wokół tego marzenia. Jest tu sporo o biznesie i pieniądzach -- o tym skąd się biorą i po co są, W powieści, a więc i w serialu pojawia się czarnoskóra bohaterka, z wraz z nią temat niewolnictwa, rasizmu. W filmie, to przede wszystkim kolejna wykluczona, która nie może żyć po swojemu ze względu na społeczne oczekiwania.

Bo czyż nie o tym są powieści Jane Austen?

O wykluczaniu, o oczekiwaniach? To był znany jej świat. Pewnych granic  przekroczyć nie było wolno. Nie przekraczała ich też pisarka. Trochę o niej poczytałam, nim nasmarowałam tych kilka akapitów teraz.

W serialu czuć, jak wielka jest złość bohaterów na to XIX-wieczne obyczajowe „przejścia nie ma”, na własny los, bo urodzili się takimi, nie innymi. Unforgiven.

„Sanditon” to serial o społecznych i emocjonalnych uwikłaniach. O uwikłaniach rodzinnych. O granicach, o buncie, o rezygnacji, o bezsensowności buntowniczych prób. To serial o niespełnieniu i spełnianiu powinności (więc ze szczególną dedykacją dla mnie). A czasem spełnieniu i nieoczekiwanym szczęściu, które przynosi los i które tak łatwo było przegapić, gdy żyje się konwenansami, gdy żyje się wśród zasad, mrzonek albo lęków. Miłość czasem zwycięża i zapowiada się szczęśliwie. Czasem wywraca się na pysk. Czasem bywa oszukiwaniem się, czasem brzemieniem, wleczonym całe życie.

To wszystko zawsze było w powieściach Jane Austen. Ale traciliśmy te tematy z oczu, a raczej z serca, gdy parze głównych bohaterów wreszcie się poukładało. To przecież najważniejsze. Ślub.

Tu też jest para zakochanych. Niepokorna Charlotte, córka farmera. O wiele mocniej tupiąca nóżką niż uwielbiana przez rzesze kobiet kilku pokoleń (ja z wami, dziewczyny!)  – Elizabeth Bennet. Równie niepokorny Sydney, dżentelmen, biznesman, imprezowicz. Daleki od ąę pana Darcy’ego: grzeszy, wkurza się, bywa chamski, damy opierd..la, no, i -- jak mówią -- nie można mu ufać. Jakby go wymyśliły do siostry Brontë po zapaleniu jointa. Obejrzyjcie, żeby się dowiedzieć, czy(j) będzie ślub.







Komentarze

Popularne posty