Ile jeszcze stron do końca?

 

Planowałam wkrótce przeczytać „Ostatnie stadium” Niny Lykke. Z opisów i recenzji wyglądało, że może mi się spodobać. Wrzuciłam gdzieś tam do koszyka, żeby nie zapomnieć. Nieoczekiwanie dostałam powieść w prezencie, z zachętą, że warto. Jako, że prezent był niematerialny, zainstalowałam w komórce czytnik do ebooków, co zajęło 10 minut.

Przezabawna to historia, bo chyba już idzie w lata, jak zbieram się by zakupić jakiegoś kindla. W sam raz na te czekania, eskortowania. Odkąd znów piszę bloga, czytam dużo więcej. No, cóż przyznaję, że nie miałam. Czekałam na odpowiedni moment, by wybrać i zakupić. Z wieloma decyzjami czekam na odpowiedni moment, po tym, jak podjęłam wiele dziwnych, szalonych, złych, (auto)destrukcyjnych, druzgocących. Małych i dużych. Dobre decyzje też były, ale to te inne budzą lęk – żeby znów mi nie odbiło.

Odpowiedni moment jest właściwie oczekiwaniem na cud. Wśród wrzasków i przepychanek, w jakich żyję, kiwam się, chowam, żaden dobry moment, który – tak to chyba sobie podświadomie wyobrażam – byłby jak święto, nie ma szans nadejść. Krótkie chwile odpoczynku są za krótkie, a ja za bardzo napchana, oblepiona tym wszystkim, co furczy w moim życiu, by się tak na pstryk! zresetować.

Są chwile, kiedy ludzie pękają.

O tym między innymi pisze Lykke. O momentach granicznych, które wcale nie są jakieś wyjątkowe. Są raczej jak drobne, ale nieleczone rany w ciele, jak powracające dokuczliwe, ale nie powalające bóle. Jak choroby, które nie zabijają, ale zamieszkując gdzieś w naszych organizmach, żrą je po trochu.

Narratorka powieści jest lekarką rodzinną. Jej pacjenci – pełen przegląd społeczny. Ich zachowania, zwierzenia, dają pani doktor materiał do przemyśleń. Dzieli się nimi z plastikowym szkieletem, któremu nadała nawet imię. To obserwacje ludzkich zachowań w obecnym stadium cywilizacji. Większość z nich oczekuje cudu. Tyle, że nie od siebie. Na przykład od lekarza rodzinnego. Albo wydaje im się, że jeszcze wszystko się ułoży, odmieni. Bo przecież zasługują. Są i tacy pacjenci, którym nic się już nie chce. 

Gdy się to czyta, age free i body positive zmieniają się w durną groteskę bez cienia wdzięku. Age&body real są o wiele lepsze. Ja wolę. Trudno. Nie mam siły na dmuchanie w balonik z napisem: You can. 

Lekarka przekroczyła pięćdziesiątkę. Dwie dorosłe córki, mąż wciąż przy niej – wyluzowany i wysportowany, dom w dobrej dzielnicy. Poukładane. Plus dużo wina, żeby to wytrzymać. Pstryk, klik, impuls, zagapienie, omsknięcie palca i nawiązuje znajomość z dawnym chłopakiem, dziś mężem i ojcem czwórki dzieci. I tak się toczy ta opowieść między relacjami z gabinetu, opisem domowych sytuacji, np. sprzątania po mężu, który sam się nie domyśli, wyciąganiem rodzinnych wspomnień, a klikaniem w telefon, by umówić się z kochankiem.

Jeden niewłaściwy klik, zagapienie, omsknięcie palca i… życie zmienia się o 180 stopni.

Jak tu mówić o poważnych decyzjach, o życiowych zmianach? O czekaniu na dobry moment, by podjąć właściwe decyzje. O zmianach, które powinny być mądrze zaplanowane. 

Klik. Klik.

Ha, ha, ha.

Życie z telefonem, w telefonie. Przeczytałam, przesiadając się z pociągu do pociągu, jadąc w to miłe miejsce, gdzie jak się mówi – odpoczywam. Nie wiem, czy mam ochotę czytać coś innego. Mam coś tam w walizce, no i mam czytnik w telefonie (od kilku dni nie założyłam okularów do czytania). Nie wiem, czy kiedykolwiek przeczytam coś lepszego. Takiego na listę osobistych "nobli". Może przeczytam, ale teraz nie wiem.

Miałam ostatnio ochotę na wyrafinowaną literaturę, żeby było pięknie językowo, magicznie, coś jak perska poezja, Salman Rushie, a może i Dante. A trafiło się „Ostatnie stadium”. Zanurzone w codzienności. W szczególikach. 

Fajnie jest w nowym miejscu nad jeziorem. Cisza. Dziś – wycieczka ze znajomymi. Bardzo udany dzień. Na jutro szykuje się ognisko.

P. słucha piosenek na youtube.

Olimpiada w Jarzynowie warzywa i owoce bawią się na zdrowie

Dlaczego gruszka chce być chuda jak pietruszka

Cztery słonie zielone słonie każdy kokardkę ma na ogonie

Mucha mucha w mucholocie jak w prawdziwym samolocie

Pszczółka Maja jest tu i opowie wam bajkę jak z pięknego snu

Zaraz zwariuję.

Ostatnie stadium.

Wytrzymałości. Czyli jak zwykle.

Miewam takie myśli, przeczucia, że coś mnie jeszcze spotka. Jeszcze coś wywinę. Przyjdzie moment graniczny, palec się omsknie i kliknę.
Trochę strach.

Przeprowadzka?


 

Ostatnie stadium, Nina Lykke; wydawnictwo Pauza, Warszawa 2021; tłumaczenie: Karolina Drozdowska





Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty