Nie pozwolę ci zniknąć

 


Czytając zaznaczałam fragmenty tekstu. Nie było tego dużo. Co jakiś czas sformułowanie, myśl, które tak bardzo mnie trafiały lub porządkowały odbiór, że musiałam je „obrysować”. Czytając po raz drugi zaznaczyłam jeszcze trochę zdań.
Tylko jeden fragment książki skopiowałam (czytałam w niepapierowej wersji) i zapisałam w nowym pliku:

Nasz uporządkowany syn zostawił list z wszystkimi instrukcjami i hasłami. Zanotował informacje dotyczące różnego rodzaju rozliczeń i zobowiązań, które należało pozałatwiać. Pamiętał o wszystkim. Ale poza tym niewiele się zachowało w pamięci cyfrowej sprzętów. Dyski, chmury wyglądały jak nowe.

Był na tyle skrupulatny, że wyczyścił niemal całe swoje cyfrowe życie, zostawiając tylko dostępy do kont w różnych miejscach. Komputery, chmury, wszystko było doskonale puste. Żadnych zdjęć, notatek, informacji, z których można by odtworzyć część jego życia. Zrozumieć, powspominać. Sam zdecydował, więc było to proste.

Nie wiem dlaczego, intuicyjne. Plik o nazwie „bez tytułu 33” zapisał na pulpicie, z czystego lenistwa nie wrzuciłam go do żadnego folderu i dlatego dość często trafiałam w niego, by potem łatwo wybrać z listy poprzednich dokumentów potrzebne teksty. Zdarza mi się kopiować i zapisywać coś w plikach, ale zwykle szybko gdzieś znikają i praktycznie nie korzystam z cytatów. Chyba, że się odnajdą przy porządkowaniu. Jak zapomniane przedmioty, które z niejasnych powodów chcieliśmy zachować, upychając gdzieś tam, na jakichś peryferiach, zapominając. Czasem ponownie widzę w nich sens, czasem je wyrzucam.


Ja i autor książki jesteśmy znajomymi, także znajomymi na Facebooku. Gdy TO się wydarzyło, pojawił się post Grzegorza sugerował, że stało się coś strasznego i bardzo osobistego. Nie śmiałam pytać. Uznałam, że za mało się znamy, nie wypada. Kilka dni później wiedziałam – domyśliłam się po kolejnym poście. Nie było trudno. Na Facebooku, na Messengerze umawialiśmy się w gronie wspólnych znajomych, co powinniśmy zrobić, jak się zachować, kto przyjdzie na pogrzeb. Tą samą drogą komunikowaliśmy się Grzegorzem: czasem trzeba było o coś spytać, ale głównie słaliśmy wyrazy współczucia, jakieś nieudolne słowa. Mówię my, bo ciągle rozmawialiśmy o całej sprawie. Było współczucie, była ogromna bezradność, jak owo współczucie, bliskość, obecność okazać. Pytania: „jak się czujesz?”, „jak czuje się twoja żona, młodszy syn?” wydawały się tak głupie, jaki okrutne. Na stronie naszej inicjatywy „Chcemy całego życia”, którą autor książki współtworzy ukazał się post z kondolencjami. Wtedy wielu moich bliższych i dalszych znajomych, które nie znały G. odezwało się do mnie, by wyrazić współczucie, porozmawiać, podzielić się tym, co czują (zapewne podobne doświadczenie mieli inni znajomi G.). Do dziś piszą, że pamiętają o tym chłopaku, o tej rodzinie, myślą o nich.

Po pogrzebie rodzice udostępnili w internecie mowę pogrzebową: pożegnanie zmarłego samobójczą śmiercią syna. Chyba wszyscy czuliśmy, że to jakaś inna żałoba, że oni robią to inaczej. Z mowy pamiętam – co było tak różne od znanych żałobnych zachowań, tak wstrząsające – akceptację wyboru, jakiego dokonał Ulisses.

A teraz jest książka. O przeżywaniu żałoby. Przez ojca. Ze wskazaniem, że żona, matka przeżywa inaczej. Dwie osoby, dwie żałoby. Czy jest więc męska i żeńska formuła przeżywania? Jeśli tak, to ta męska jest mało znana. Jest też „żałoba rodzinna” – rodzice mierzą się z rozpaczą, a młodszy syn – nastolatek akurat dorasta, dojrzewa. Jest o żałobie „społecznej”, „zawodowej”, „publicznej”. Autor, opisując przeżycia swoje i najbliższych, stara się zobaczyć człowieka w żałobie w różnych sferach życia – w pracy, w relacjach towarzyskich, w przestrzeni publicznej. Jak to jest wchodzić ze swoim bólem do urzędu, żeby załatwić formalności, prowadzić zawodowe spotkanie, iść z przyjaciółmi do teatru, jechać przez miasto, gdzie wciąż coś się kojarzy? Jak reagują inni? Jak się te reakcje odbiera? Czego wtedy chce, potrzebuje człowiek w odmiennym stanie?

Zostałem wepchnięty w świat żałoby z zaskoczenia i niespodziewanie.

W świecie wokół nic się nie zmieniło, a przecież zmieniło się w nim wszystko. 

 

„Nie pozwolę ci zniknąć” łączy osobistą szczerość z eseistyczną erudycją. Autor cytuje fragmenty publikacji na temat doświadczania żałoby – opracowań naukowych, relacji osobistych, często odnosi się do nich krytycznie, ironicznie wtedy, gdy próbuje się w nich klasyfikować przebieg tego stanu. Dystansuje się do żałobnych tradycji i obyczajów. Po co na przykład zmieniać strój? Wywieszać klepsydrę? Jakie ma to dziś znaczenie, gdy zmieniły się warunki naszego życia społecznego? Zarówno pytania obcych „co się stało, że chodzisz na czarno”, jak i wymagania starszych krewnych mogą nieść kolejne rany.

Czytanie książek o żałobie było dla autora jednym ze sposobów, by ją przetrwać, z czasem przyszło fotografowanie ptaków, które były wielką pasją U.

Czy ona się kiedyś skończy, ta żałoba? Własna książka była pisana przez rok po śmierci syna. Bo tyle trwa żałoba. Podobno. Autor pokazuje, że takiego doświadczenia nie da się sklasyfikować, jest indywidualne. Nie może być inne.

Miałem kiedyś jeszcze jednego syna. Pojawia mi się to zdanie któregoś ranka, podczas pobytu na balkonie. Nie wiem, co z nim zrobić. Znów mimowolnie płyną mi z oczu łzy. Miałem kiedyś syna. Czy tak będzie za lat kilka? Czy i co zapomnę? Czy obaj, młodszy i starszy, będą mi się zacierać i mieszać? Wydarzenia z przeszłości, w których uczestniczyliśmy, będą się nakładać, przenikać?

Wracając do pliku „bez tytułu 33”. Myślę, że wybrałam go, bo nie rozumiem obsesji bronienia życia. Uważam ją wręcz za przemoc. Dla wielu ludzi jest ono nie do zniesienia. Nie działa mantra, że przyjdą lepsze dni. Uszanować czyjąś śmierć z wyboru to bardzo dużo, to wyjątkowa forma bliskości, w świecie, gdzie wciąż dominuje paplanina: a dlaczego, a jak mógł, a nie myślał, co robi bliskim. Czytam ten fragment i czuję do kości, że ten młody człowiek, którego znałam tylko z opowieści ojca – tak chętnie i naturalnie zawsze o nim mówił – naprawdę chciał umrzeć. Nie wyklucza to żalu, nie ociera łez, ale dla mnie Ulisses, którego nie znałam osobiście konstytuuje się w tym fragmencie, jako realny człowiek, osobowość z konkretnymi cechami.

Autor książki pisze, że nie sam pogrzeb, ale porządkowanie rzeczy po zmarłym synu było prawdziwym grzebaniem. Wyczyścił przynajmniej swoje życie cyfrowe. Chciał zniknąć z sieci. Zachowany fragment przypomina, że dużo w książce „netu”. Wirtualna rzeczywistość, nasza w niej obecność jest ważna i prawdziwa. Pomaga też przeżywać trudne chwile. Głoszenie wyższości realnego świata nad tym pozornie nieistniejącym światem wirtualnym odchodzi do lamusa. Darujmy to już sobie.

We współczesnym świecie dzięki technologii można być daleko, a równocześnie cały czas w pewien sposób blisko. Gdybyś wyjechał gdzieś, do innego miasta, a nawet kraju i nie odwiedzał nas w domu, wciąż byłbyś obecny. Nie zniknąłbyś. Tak jak wciąż nie zniknąłeś. Nieustannie wysyłam do ciebie wiadomości na Messengerze, żeby tylko ta ikonka oznaczająca nasz ostatni kontakt była wysoko. Żeby była widoczna. Nie chcę, żebyś zniknął. Wybierając taką drogę, a nie inną, być może chciałeś właśnie zniknąć, ale w tej chwili na to ci nie pozwolę.


To się udało, Grzegorz.

Nikt kto słyszał, co się stało prawie dwa lata temu, poznał waszą mowę pogrzebową, rozmawiał z tobą, śledził twoje posty, nie zapomniał. Nie wymazał z pamięci. Ludzie „podbijają ikonkę”. Także ci, których nie znasz. Często przepracowali własne doświadczenia straty, upchnięte gdzieś w cienie, otchłanie, ale wciąż istniejące. Twoje zdjęcia ptaków są coraz doskonalsze, niesamowite, niezwykłe. Dziesiątkom, może i setkom ludzi każdy przelatujący ptak przypomina o Ulissesie. Więc on jest.

A teraz jest książka. Kojąca. Interesująca. Wcale nie smutna. Wyjątkowo, szeroko traktująca temat straty, jak z nią żyć. Kolejni ludzie będą mogli „podbić ikonkę” wysoko, wysoko.


Nie pozwolę ci zniknąć, Grzegorz Zalewski; wydawnictwo Linia seria Biała Plama

Warszawa, lipiec 2021







Komentarze

Popularne posty