Zakładnik

 


Pożyczony.

Sama bym pewnie nie sięgnęła, po przeczytaniu wpisu na speculatio.pl (inspirujący blog o książkach, na którym nie ma recenzji):

„Ale to co jest siłą tej historii to atmosfera beznadziei.”

„Na ponad czterystu stronach nie dzieje się nic. Jest oczekiwanie. Próby radzenia sobie z rzeczywistością. Żeby nie stracić poczucia czasu, godności, nadziei. Gdy oczekiwanie w pierwszych dniach na ratunek, z kolejnymi tygodniami zaczyna gasnąć.”

Wiem, że dziś komiksy są inne. Czasem słyszę o jakichś konkretnych, które mogłyby mi się spodobać. Zapisuję, żeby sięgnąć, ale ostatecznie nie sięgam, zapominam. Przypadek sprawił, że przeczytałam jak to mówią „coś innego”.

Rok 1997. Trwa wojna w Czeczenii. Zakładnik to pracownik misji charytatywnej. Nikt znaczący. Człowiek, który zupełnie nie rozumie tego, co mu się przytrafiło. Godzinami leży na materacu w ciemnym pokoju, z ręką przykutą do kaloryfera. Jacyś ludzie przynoszą mu posiłki, prowadzą do toalety. Nadaje im pseudonimy. Mówią niezrozumiałym językiem. Nie ma szans na rozmowę. Czasem ktoś zagląda do jego więzienia: kobieta, dziecko, młodzieniec, starzec. Przez przypadek, bo nie domknięto drzwi. Z ciekawości. Leży w jakimś domu, mieszkają tu ludzie. Wyobrażacie sobie coś takiego?

Zakładnik liczy, że może kilkanaście osób o nim wie. Liczy też dni. Próbuje zająć czymkolwiek myśli. Przetrwać. Odzyskać choć trochę sił, by czekać na ewentualne rozwiązanie sytuacji.

Komiks powstal na podstawie prawdziwej historii, którą bohater, były zakładnik (Christophe André,) opowiedział twórcy komiksów (Guy Delisle). Wiadomo, że przetrwał, wyszedł na wolności. Pełny tytuł brzmi „ Zakładnik. Historia ucieczki,” Uciekł, znalazł pomoc.

Największe emocje dopadły mnie właśnie przy opisie tego, jak uciekł, z miejsca, gdzie go przetrzymywano i… nie wiedział co dalej robić. Obcy kraj, noc, wojna. Wyczuwałam tę bezradność bardzo mocno.


Dwie godziny w środku nocy. Tyle mi zajęło przeczytanie. Jakbym obejrzała dobry thriller, nieprzerywany reklamami. Chciało mi się spać, chciałam tylko zajrzeć i odłożyć na później, ale wiedziałam, że jak już weszłam w ten świat w kolorach szarości oderwanie się zniweczy efekt. Puści napięcie. Zniknie cała przyjemnosć z kontaktu z komiksem, przyjemnosc w dużym stopniu sensoryczna. Książka jest duża, gruba, niezwykłe uczucie przewracania kartek, dotykam ich, gładzę papier.

Zakładnik widzi tylko mrok, zamknięty w pokoju z zabitymi oknami, kilka razy wywożony gdzieś nocą, na przykład do kolejnego miejsca. Cała ta wojna wokół właściwie nie ma znaczenia dla tej sytuacji. Jest człowiek, uwięziony, zdany na innych, niepewny, co go spotka. U mnie noc.



Piszę rano. Niewyspana i zdenerwowana. Dzień z długą listą spraw do załatwienia. Większość moich dni jest nudna, przebiega wedle harmonogramu. Często staram się przetrwać. Zwłaszcza ostatnio.

To mi się nie zdarza – pisać rano coś swojego.

Kroki wokół, szepty i dziwne dźwięki, znajome odgłosy poranka. Znajome nie do wytrzymania. Po moim odosobnieniu kręci się bączek -- perpetuum mobile.  Miałam już tak nie pisać. Są przecież dobre i miłe tematy. Zaraz trzeba wychodzić. Czytałam kilka recenzji fanów komiksów – inny świat. Patrzą inaczej.

Nie umiem rysować komiksów. Piszę za długie teksty.

Tym razem chciałam krócej.

Muszę wyjść za 20 minut. Dziś zobaczę trochę więcej świata. 


Zakładnik. Historia ucieczki, Guy Delisle; Kultura Gniewu, 2017; tłumaczenie: Małgorzata Jańczak


Komentarze

Popularne posty