Gdy ci źle, gdy źle mnie






Wiedziałam, że szybko i łatwo nie będzie. Polecali mi ci, co mnie znają: Halber czytaj, Halber bierz, zobaczysz, zobaczysz, to dla ciebie jest. Wreszcie, gdy po raz kolejny ktoś polecił, zapoznałam się z treścią.

Po 2-3 rozdziały, po kilka, kilkanaście stron. Tylko w nocy, gdy cisza.

Tchu by mi zabrakło gdybym chciała jednym tchem.

Świetne to jest. Ta książka, ale przede wszystkim takie pisanie, takie widzenie.

Na wskroś po mojemu odbieranie świata. Talent niezwykły, by prostym językiem opisać te wszystkie ulotności, czucia bolesne, uniesienia. Te małe gufna nasze powszechne codzienne, powracające, nieposprzątane. Behawioralno-psychiczne siostrzeństwo poczułam, choć problemy inne, życie inne, pochodzenie i pokolenie też. Proza, co weszła w skórę, w krew. Trochę tak miałam przy Cukrach.


Chcecie recenzji książki, pełno ich w necie – szukajcie. Podobnie jak biografii autorki: artystki, dziennikarki, córki, alkoholiczki, narkomanki, itd. Ja szybko zapiszę, co mi ta książka zrobiła, by ślad zostawić. Można będzie po śladzie pójść, poszerzyć.

Ta książka, to pisanie, to czucie świata mnie już nie opuszczą, i będą się ciągle wkraplać w moje gadanie, pisanie. Jak będzie szukać tych recenzje, olewajcie te, które piszą, że to o wychodzeniu z nałogu picia. Jak piszą, że o uzależnieniu można ewentualnie czytać dalej.

*

Znam te imprezowe emocje, nawet niektóre knajpy się zgadzały. Przypomniało mi się, jakby znów tam była. Tam, znaczy w tym rejsie, na tym statku, którym tak fajnie bujało. Bardzo śmieszne były przygody. Do opowiadania potem. Nigdy nie urwał mi się film. Mam taki pstryczek-elektryczek, który reaguje na alkohol. Innym się zdarzało. Nie wypadało komentować i wysyłać na odwyk. Generalnie mam pstryczek. Przechodzę na różne statki. Pstryk, pstryk. Łatwiej żyć. Pstry, pstryk. Coś się niby zmienia. Praca, pasje, randki, imprezy. Coś niby mam swojego, oprócz dziecka mego autystycznego. Halber kolejna, co nie ma dzieci (na przykład tu wspominam o co chodzi), kiedyś zachwyciłam się tym jej felietonem, i już wtedy wiedziałam, że umie w pisanie.

*

Pierwsze wydanie – rok 2015. Teraz już lepiej wiedzą, że samo zaprzestanie picia alkoholu to jeszcze nic, żaden terapeutyczny sukces. Można gładko przejść w uzależnienie od czekolady, seriali, kupowania 10 tanich bluzek w tygodniu. I Halber to wie, i jej książkowa bohaterka, Krystyna o tym przypomina.

„Dla dziewczyny z prenumeratą „Przekroju”, co popija czekoladę w Czułym Barbarzyńcy, pójście do takiej przychodni jest jak wycieczka do Suwałk bez karty do bankomatu i majtek na zmianę.”

Ale poszła.

*

Terapia to kruchy lód. Uważajcie. Każdy może spotkać swoją Bożenę Smyczek, terapeutyczną biurwę, dla której liczą się zasady, tabelki. Różnych tam można spotkać. O tym też jest ta książka. Bardzo o tym. Krystyna czasem nie mogła już wytrzymać na tych terapiach. Wszystkie gdzieś kopnięte, dziurawe, nie dla każdego.

Przeanalizowałam swoje – to samo. Odkryłam, że leczą mnie na depresję, a ja nie mam depresji. To, co mówię o sobie (wiecie, zawsze to samo – matka niepełnosprawnego dziecka, autyzm, ciągła wojna, stres pourazowy, kortyzol, moje ADHD, współuzależnienie, przebodźcowanie, lęk przed wyjściem z domu, bo zaraz się zacznie, lęk przed zostaniem w domu,bo w nim jak w klatce), jakby do siebie mówiła, coś tam pacjentka wybrzękuje pod nosem. Trzeba dać skończyć i robić swoje. Nie ma mnie w tabelkach chyba. Nas, nie ma, co my na tej wojnie po 20 lat.

*

„Nikt mi nigdy tego nie powiedział.
Że to jest ważne, co ja czuję.
Że mogę czuć.
Nikt mnie nigdy o to nie pytał.”


Po doświadczeniu terapii grupowej, bardzo dobrze wiedziałam, o czym to jest. To te dobre doświadczenie. Było warto. Pomimo dziur.

*

Dużo jest o samotności. O porównywaniu się. Że taka w ładnej kiecce, z dobrą pracą też pije, a nawet na ulicy leży. Mnie ciągle zastanawiał związek Krystyny. Samotność wyzierała straszna z opisów codzienności, z opisów starań o wyjście z nałogu, bycia w terapii, ale narratorka wciąż wspominała, że jest jakiś chłopak, jak poboczny wątek przyklejony do Jej życia. Na końcu wszystko się pięknie wyjaśnia. Po tym poznać, że to dobra książka, świadome pisanie, co to ma początek, rozwinięcie i zakończenie.

Jak byłam na tej grupowej, kilkumiesięcznej, codziennej, łapałam się na tym, że dziwnie patrzę na tych, co mieli dobre związki, a przyszli na terapię z jakimiś innymi sprawami. Bo jak przyszli z problemami w związku to OK. Gdzieś mi z jelit, bo przecież nie głowy, coś mówiło, że jak ktoś jest w dobrym związku, to już tylko słońce i fruwanie. Poraziło mnie to. Że tak myślę. Pierwszy raz w życiu zmierzyłam się wtedy z tematem.

Ta proza pełna jest samotności, choć ludzi wokół Krystyny przewalają się chyba setki. Praca w mediach, imprezy, potem terapie. Jest to pisanie o relacjach z ludźmi, takich bez pudru. Z ludźmi często ciężko wytrzymać, wcale nie dlatego, że są źli, choć niektórych rzeczywiście dobrze byłoby możliwie szybko od siebie oddalać. Ale weź namierz szybko i to zrób! W nas siedzi coś, co nie umie namierzać (też tego, co dobre). Mnie mało co tak męczy, jak grupowe zdjęcia wiecznie zadowolonych ludzi. Zachowuję się wobec nich kulturalnie. Kto ze mną?

*

Poszłam na tę grupową, już pisałam o tym, by skonfrontować swój problem z problemami innych, żeby wyleźć z niszy dla matek specjalnych, co to niektóre uważają, że tylko one mają źle i jedyne prawo do losowej najgorszości. Byłam zmęczona jednowymiarością naszych opowieści i ich jednowymiarową oceną. Pstryk, zadowoleni. Pstryk, nieszczęśliwi. Dwubiegunówka.

*

Ostatnio wciąż myślę o prawie do własnej opowieści. Chodzi z grubsza o to, by nie przerywać. Bo wciąż widzę, jak ludzie sobie przerywają. Gdy próbuję powiedzieć, czasem tylko w odpowiedzi na pytanie „co u ciebie”, jak jest strasznie, bo teraz jest strasznie i chciałabym powiedzieć, że jestem na granicy, bo przecież lepiej mówić niż milczeć, by cię potem nie znaleźli po kilku dniach, słyszę: „spoko, ja też to znam”, „a nie wiesz, co się u nas dzieje”. To samo na przykład w netowych komentach. Nie wpierdalaj się na czyjś tor ze swoją drezyną, proszę. Ta proza jest też i o tym. Jest dokończoną opowieścią. Wysłuchaną. Rozdaną innym. Czasem trzeba aż napisać książkę, by zrealizować swoje prawo do opowieści.

Autorka już dojechała na swoją stację.

Teraz my możemy czytać, rozpędzać własne drezyny. To dobre paliwo.


Małgorzato Halber, dziękuję.

Wydaje mi się, że napisałaś najlepszą książkę na świecie. Nie jestem w egzaltacji, tylko aktualnie w czarnej dupie. Z której być może znów wylazę, ale przyznam, że bardzo mnie już męczy ta droga tam i z powrotem. Dzięki za napisanie, że można być smutnym.

Fajnie, że trafiłam na wydanie z ilustracjami. Są świetne. Bardzo dużo treści dodają.

Może kiedyś cię Małgorzato zapytam o te przepisy z miesięcznika Kuchnia, co je jeden po drugim wypróbowywałaś, bo czułaś taki mus. Może przetestowałaś też jakieś moje? Wtedy intensywnie współpracowałam z „Kuchnią” jako specjalistka od niekonwencjonalnych połączeń.




Najgorszy człowiek na świecie, Małgorzata Halber; Znak, Kraków 2018, wydanie specjalne z ilustracjami autorki





„Na każdym rogu czeka na Ciebie informacja o ludziach sukcesu. (…). Musisz zdążyć odnieść sukces zawodowy, zdobyć wyższe wykształcenie, znaleźć idealnego partnera, założyć rodzinę, kupić mieszkanie, wychować dziecko, kupić samochód, założyć własną firmę, napisać książkę, zrealizować pomysł na bloga, grać w tenisa, interesować się polityką, interesować się polityką zagraniczną, wiedzieć, kto dostał Nobla z literatury, przeczytać to, co napisał ten, który dostał Nobla z literatury, znać minimum jeden język obcy, znaleźć czas dla siebie, zrobić remont, oddychać, umyć kibel, pójść na te drugie studia. Musisz namalować te wszystkie obrazy, które chcesz namalować, napisać sztukę, zrobić sam łódź, nauczyć się jeździć na nartach, nauczyć się medytować, kupić nowe łóżko, nie martwić się komentarzem na fejsbuku, pójść do fryzjera, pojechać do Azji, zmienić pracę, zmienić żonę. A ty zamiast tego siedzisz przed telewizorem. I wpierdalasz te czipsy i wafelki.”


„Każdy się wstydzi. Każdy się wstydzi trzech rzeczy. Że nie jest ładny. Że za mało wie. I że niewystarczająco dobrze radzi sobie w życiu. Każdy.”

„Ponieważ oprócz chwil idealnych i doskonałych, których jest naprawdę mało, życie składa się z wtorków, czwartków i godziny trzynastej.”


„I czasem szkoda, że jednak nie zakładam rajstop, i mam wrażenie, że mieszkam w piżamie.”


„Że chcę po prostu nie myśleć. Że czuję, jak narasta we mnie bardzo dużo, a ja nie chcę być odpowiedzialna, nie chcę prowadzić dzienniczka uczuć.”


„Teraz, jak ktoś znajomy się znajduję, to ja najchętniej spierdalam. Żeby tylko się nie zastanawiać, co powiedzieć. Żeby nie urazić. Bo nie wiem jak się mówi do ludzi.”










niedziela

wstawiłam zapiekankę do zimnego piekarnika

może i dobrze, bo przypomniałam sobie o niej po dwóch godzinach


chciałam fotografować jesień, ale wyszłam dopiero, gdy zasnął

chciałam sprawdzić, czy na osiedlu noc może być fotogeniczna


nie sfotografowałam, bo zobaczyłam czynny sklep rasy biedronka

w niedzielę

ważniejsze było zrobienie zakupów

kupiłam

niosłam

wracałam i myślałam, że oddałam już wszystko


kolejnego dnia zrobiłam jesieni kilka zdjęć, włócząc się podczas czekania


cieszyłam się bardzo, że nie trzeba robić zakupów






Komentarze

Popularne posty