Siostry, Bronki







Miałam ją zaraz po tym, jak wyszła. Regularnie lajkuję posty na stronie jednego z autorów, Piotra Żyłki. Dziennikarz, katolik, po ludzku pisze. Przyjaciółka często udostępnia coś od sióstr, zwykle są to bardzo pogodne posty, nawet, jak chodzi o zbieranie kasy. Jak kiedyś widziałam je w TVN (czas pandemii się zaczął, na chwilę zaczęłam oglądać serwisy), taka naturalna dobra energia od nich biła, że aż mnie wbiło w to, na czym siedziałam. A może nawet wstałam z wrażenia. Są tacy ludzie! Tak w ogóle, no i w Kościele.

Siostry stały się znane. Siostry prowadzą domy dla niepełnosprawnych intelektualnie. Chciałam przeczytać. Miałam zabrać na wakacje, ale gdzieś się zawieruszyła. Potem znalazłam. Sięgnęłam kilka dni temu: teraz albo nigdy, bo już mi się nie zechce. I przeczytałam od razu. Bo łatwo się czyta. Przyjemnie.

Taka, jak się spodziewałam.

Szczera, pełna dobrej energii.

Siostry – Eliza i Tymoteusza, twarze Broniszewic, książkowe rozmówczynie – wspaniałe osoby. Interesujące. Wielowymiarowe. Każda z nich zdradziła nieco na tematy osobiste: rodziny pochodzenia, powołania, dawnych marzeń, związków. Mówiły o życiu w zakonie, o relacjach z księżmi – generalnie nienajlepszych, o mężczyznach i kobietach w Kościele. O macierzyństwie, rodzicielstwie, także niebiologicznym (obie adoptowały dzieci). O ochronie życia. O (martwym) teoretycznym Kościele. O krytyce i odrzuceniu wewnątrz Kościoła. O sprawach ciała, nie tylko duszy. W tym o depresji jednej z sióstr, o przewlekłej chorobie drugiej. Autorzy, Piotr Żyłka i Łukasz Wojtusik wiedzieli o co pytać, jak pytać.

Bije na głowę rozmowy z celebrytkami, których wokół zatrzęsienie. Takich rozmów trzeba więcej. Poznajesz człowieka z innego świata, poznajesz jego świat. Nie musi ci się wszystko podobać, nie musisz się identyfikować. Ale wyłazisz ze swojej niszy, groty, grajdołu i podróżujesz. To ciekawe. Siostra Myk pięknie mówi o życiu zakonnym, życiu bez mężczyzny, bez czułości, gdy jest się kobietą – taką samą jak inne. Mówi o tym, że Chrystus sprawdza się w roli oblubieńca, nie w sensie dosłownym, ale… Nie będę spojlerować.

To fantastyczne, szczere

I tak można długo jeszcze.

Pozytywnie.

Choć osobiście wolę hordy wkurwionych bogiń, a nie jakiegoś pana.

Broniszewice to miejsce, jak z bajki. Dobre miejsce. Chłopcy na pewno są tam szczęśliwi. Powstaje dom dla dziewczynek, prowadzony przez dominikanki. Trochę niedzisiejsze te podziały. Ale wierzę absolutnie, że nie tylko z sercem, ale i z głową prowadzone. Kto wie, może i P. trafi w podobne miejsce... Okazuje się, że trochę ich jest, powstają. Tworzone z serca, ze zbiórek funduszy, wielkim nakładem sił. Na obrzeżach "teoretycznego" Kościoła.

Siostry doskonale znają problemy rodzin. Mówią, że choć żyją w Broniszewicach, mają tu swoje prywatne „domy”, gdy czują się gorzej, zachorują, mogą wziąć wolne. Wyzdrowieć, odpocząć od spraw biurowych, od podopiecznych. Zastąpią je inne siostry. Rodzice nie mają takich możliwości. Ambasadorki naszych rodzin – wiedzą jak jest.

W sumie odważnie.

W sumie otwarcie.

W sumie nic szczególnego. Nie ma zaskoczenia. Rewolucji.

Świadectwo.

W porządku, trzeba świadectw.

Bardzo branżowe.

Team autorów i bohaterów ze środka Kościoła.

Straszne to miejsce ten Kościół, gdzie księża nie szanują sióstr, nie rozumieją ich pracy. Nie są chętni, by pracować, być przy ludziach z niepełnosprawnościami. Tego też nie rozumieją.

Straszne to, że państwo pompuje kasę w Kościół, ale nie taki. Rząd obiecuje siostrom milion na budowę ośrodka (za Beaty Broszki), a potem się wycofuje, tłumaczy, że nie ma oficjalnego kanału, by pieniądze przelać. Siostry zbierają krytykę za to, że przyjmują pomoc od nieprawomyślnych sponsorów, proszą o nią w niewłaściwych mediach.

Ale i to żadne zaskoczenie.



Siostry robią swoje. Patrzą na Kościół ze swego podwórka. Krytykują to, z czym mają do czynienia. A ja się już nie chcę czepiać. Choć jak przeczytałam, to chciałam. Tak już mam.

A jak, kilka dni po „Siostrach” przeczytałam to tutaj, już w ogóle wiem, jak mam. Głębiej, mroczniej.

Dowiedziałam się więcej o powołaniu. Wierzę, że są ludzie, którzy naprawdę czują coś takiego i za tym idą, zakonni, świeccy, nie są w Kościele z wyrachowania, przez tradycję, czyli zasiedzenie. Mają swoje wspólnoty, rytuały, tak żyją.

Kościół to mroczna i zła instytucja. Nigdy nie był inny. Przez wieki powstała twarda instytucjonalna struktura, karmiona przez władzę, służąca władzy. Nie wchodzę zupełnie w „branżowe” dyskusje, że Kościół się odmieni, przemieni. O tym też jest ta książka. Pokazuje, że pod skorupą jest i dobro.

No, tak.




Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet. S. Eliza Myk, S.Tymoteusza Gil, Rozmawiają: Łukasz Wojtusik i Piotr Żyłka; Wydawnictwo WAM, 2021











Komentarze

Popularne posty