Tkanki miękkie...


...czyli podróże miejskie z upadkiem mitu uwodziciela w torebce





Najpierw zapominałam, że miałam ją zamówić, bo od dawna chciałam coś Rudzkiej. Czemu to? Za nic nie pamiętam. Pewnie podnieciła mnie jakaś przypadkowo spotkana, ciekawie napisana recenzja. Przyszła, ale nie wzięłam się do niej od razu, leżała i czekała. Pewnego dnia książka została spakowana do torby czy może plecaka. Na podróż metrem czy tramwajem.

I tak zostało…

Od razu zachwycił mnie język. Nie wiem, jak je opisać, bo ja nie umiem tak pisać. Metafory. Jedna za drugą. Zmysłowe, dobrze wyważone, w sedno, smaczne, ale jednocześnie jak ze starej książki kucharskiej. Dziś się już tak nie gotuje. W tej prozie, w tym języku jest coś starego. Pewnie dlatego, że temat dotyczy starego człowieka, którego w starości dogania już syn. Taki pomysł najwyraźniej.

Ale po kilku rozdziałach zadałam sobie pytanie: po co ja właściwie mam to czytać? co mi to daje? o czym to jest? Doczytałam na IV okładce, że „Tkanki” rozprawiają się z mitem Don Juana, uwodziciela. Przypięłam się do tej opinii, nagle forma nabrała treści. Tak, trochę. Nieprzesadnie. Postanowiłam potowarzyszyć obalaniu mitu.

P. zaczął nowe zajęcia na Pradze, 40-45 minut spokojnej jazdy tramwajem, bez przesiadek. Zrobiłam sobie z tej niewielkiej książki towarzyszkę podróży. Dziś środa? Czytam Rudzką! Pakuj się do torby, zagłado Don Juana. Wielki atut – mogłam czytać bez okularów. Wygoda.

Czytałam tam, i czasem z powrotem przez kilka tygodni. Nie miałam ochoty, potrzeby, by sięgać po tę książkę w domu. Odkładałam, zapominałam. Do kolejnej środy.

Język, jak napisałam jakby archaiczny, choć opisuje sytuacje jakby współczesne. Jakby. Jakby. Narratorem jest syn – lekarz. Pediatra, miejski. Z rodu lekarzy. Opowiada o sobie, ale w świetle relacji z ojcem. Ojciec też lekarz, wiejski. Osobistość. Pan doktór. Lekarzowością swoją przesiąknięty na wskroś (Gombrowicz mi podpowiada?) oraz pies na baby. Kiedyś, bo teraz stary już. Umierający. Syn nie odziedziczył zamiłowania do bab, choć coś tam nagrzeszył, platonicznie. Myślą, nie czynem. Z żoną własną niespecjalnie daje radę. Syn kocha luksusy. Ogromną wagę przywiązuje do strojów, jedzenia. Taki pan ĄĘ. Kij w tyłku. Ojciec – bon vivant. Na prawie 300 stron w twardej oprawie jest tego gadaniach o ich sprawach, domach, ciałach, ubraniach, posiłkach, pracy, leczeniu, krewnych i sąsiadach. No, i babach oczywiście (niektóre bardzo nieposłuszne, leniwie wdupiemające swoje uczestnictwo w podtrzymywaniu donżuanowskich historii). Powtórzę – archaizm jest jakiś w języku, w opisach tych obyczajów męskich, co w sumie trzeba nazwać świetnym zabiegiem stylistycznym, zważywszy na okładkowy promo temat – „rozprawianie się z mitem uwodziciela”. Zabieg stylistyczny. Bohaterowie nie są sympatyczni. Mam wrażenie, że autorka też ich nie lubi. 

W tramwaju nie zapisywałam tych trafnych metafor, świetnie uchwyconych przenośni. Czyste czytanie. W sumie same tam metafory, więc może dobrze, że wiózł mnie tramwaj. Z numerem, bez nazwy. Bo w sumie nadal nie wiem o czym to ja przeczytałam. Do końca. Była jakaś fabuła, jakieś wydarzenia, które miały skutki, ale pogubiłam się w niej. Ziewając. (Zajęcia tramwajowo-docelowe zaczynają się rano). Nie to, że ja lubię książki pełne akcji, przecież nie.

Ot, poznałam inne narzecze. Miałam zajęcie. Coś jakby – jak jestem w dzielnicy X, zaglądam do ciotki Anastazji. Ciotka zadowolona, mnie też nie jest przykro, niekiedy miło. Łyżeczka konfitur. Retro, vintage, ale czasem jednak mocno czułam naftalinę. 

„Tkanki miękkie” to nie mój basic, nie trafią na listę ulubionych. Inna stylizacja. Bo to stylizacja. Przymierzyłam. Nosić nie będę.

Ktoś chce?

Jakiś/jakaś kolekcjoner/ka metafor?

Słownych broszek, fraz do butonierki, smacznych wyrazów podanych na talerzyku z najlepszej porcelany...

A może miłośnik/miłośniczka zarówno medycyny, jak i zabiegów stylistycznych? 



Tkanki miękkie, Zyta Rudzka; WAB, Warszawa MMXX

(tak, czyli po łacinie mają na stronie redakcyjnej, uprzejmie powieliłam)


Zyta Rudzka jest psychologiem. Pisuje psychologiczne artykuły :) Ile razy na taki trafiałam – świetny! Jeden nawet dawno temu zmienił mi (trochę) życie. Pewnie dlatego chciałam spróbować jej prozy. Pamiętałam.


Komentarze

Popularne posty