Brud
O, matko. Co to w ogóle jest, co to za pisanie?!
Patologia, pornografia, brud, samsara, era wodnika.
Każda z postaci – wybitnie antypatyczna. Autor ograniczył ich liczbę: Galen i jego rodzina. Galen i cztery kobiety.
Bohater ma 22 lata i konflikt z matką, która ma konflikt z siostrą, jej córką, ich matką. Cała ta grupa jedzie na weekend do domku w górach (to Kalifornia), że niby ma być rodzinnie, będzie kurczak z kluskami, przechodzący z pokolenia na pokolenie, a tak naprawdę chodzi o podział majątku. I robi się rodzinna jatka.
Trzymało. Cały czas chciałam rzucić w diabły, a jednocześnie czytać dalej. Przeczuwałam, co się stanie, nie było to trudne, a kto „normalny” chce czytać o takich rzeczach.
Galen czyta „Siddharthę” i „Proroka”. Nie bardzo wie, co ma ze sobą zrobić. Może pójdzie na studia. Może w Paryżu? Rodzina ma pieniądze, stać ich.
Nie zna ojca. Matki nie znosi. Nic dziwnego, kobieta go tłamsi, nie akceptuje takim, jaki jest, a jednocześnie chce go stale mieć przy sobie. Matka mocno wkręciła się w udawanie, że wszystko jest w porządku – kanapki o stałej porze, etc.
Ciotka przeciwnie – krytyczna, agresywna, wiecznie wściekła, czuje się oszukana przez los oraz matkę Galena w kwestii podziału rodzinnego majątku. Jej nastoletnia córka, do cna zepsuta dziewucha pogrywa z Galenem swoimi wdziękami, żadne z nich nie ma zahamowań.
A babcia ma demencję.
Galen nie zna ojca. Wie jednak co niego o historii swojej rodziny, o niemiecko-islandzkich korzeniach. Pamięta dziadka, którego bardzo się bał jako dziecko, choć jego dziadek nie krzywdził. Z nim się bawił. Ale babcia, matka, ciotka noszą w sobie głębokie doświadczenie przemocy. Zalęknione, bezradne, samotne kobiety, zamykające się w sobie, by przetrwać. Na różne sposoby zamknięte. Znamy je tylko z opowieści Galena, ich portret nie jest pogłębiony.
Są takie, jakimi on je widzi.
I jak tu wyrosnąć na mężczyznę w takim otoczeniu?
Freudowski kompleks Edypa w dzisiejszych czasach jest bez sensu. Za mało ojców, ojcostwa.
Galen mógłby zapisać się do Konfederacji.
Galen szuka. Duchowości, wolności. Męskości – silnej, brudnej, zdolnej do przemocy wobec świata. Męskości, która używa narzędzi. Poluje, rąbie. Podporządkowuje sobie przyrodę. Lub choćby przybija gwoździe. To jest o męskiej naturze. O szukaniu w sobie siły.
Galen szuka jej w sobie. Ma nawet kuszę na pstrągi, ale w żadnego nie trafił. Więc na obiad była zapiekanka z chipsami, zrobiona przez kobiety, a drugiego dnia rodowy kurczak z kluskami. Galen wcina go z rozkoszą, choć chce być wegetarianinem...
Kilka lat temu sięgnęłam po „Legendę o samobójstwie” tego samego autora. Była to pierwsza książka wydawnictwa Pauza (jak i ta), mocno promowana. Utknęłam po jednej czwartej.
Davida Vanna ewidentnie ciągnie do natury i narzędzi. Tęsknota za siekierą, kilofem, młotkiem, za mierzeniem się z siłami natury, za dziczą, w której trzeba przetrwać.
(Po „Brud” sięgnęłam z powodu jakiejś nieprzytomnej przeceny książek Pauzy :) )
Nie wiem, jak poszło bohaterowi „Legendy”, bohater „Brudu” nawet się spisał...
Vann prowokuje, wrzuca kamyki do kapci. Wprowadza swoją symbolikę, związaną z potrzebami ciała, z bólem, brudem, nagością. Bohater brudzi się i myje na przemian (bardzo potrzebuje prysznica…), rozbiera, ubiera, naraża ciało na ból, zranienia, nie zawsze można je od razu wyleczyć, zneutralizować plastrem czy czymś tam z apteczki.
Ta symbolika, ta gra stymuluje tę prozę, nakręca ją. Mam wrażenie, że autor świetnie panuje na swoim pisaniem. Potrafi wkurzyć, zniesmaczyć, dobrze ukryć złośliwy żart, ale jednak jest w tym wszystkim sens, przesłanie.
Przyszło do mnie skojarzenie z von Trierem, który lubi prowokować w swoich filmach, ale Von Triera widzę tylko emocjonalne podszczypywanie, nie trawię go. Vann ma zdecydowanie więcej klasy i sensu.
Vann przekracza granice, idzie w mrok, brudzi, a potem leje się woda z prysznica. Do czasu... Jak głosi opis od wydawcy, bohater „osuwa się w szaleństwo”.
Zamknęłam z poczuciem, że dobre, dobre, wciąga jak w bagno, przeczytane w jeden wieczór, ale jak dla mnie prozy Vanna już wystarczy. Byłam, zobaczyłam. Ale wcale nie jestem taka pewna, czy pokusa jeszcze kiedyś nie wygra. Może chociaż dokończę „Legendę”.
Bo to w sumie o pokusach jest, o wodzeniu na pokuszenie. Młody bohater wciąż dotyka swego penisa. Delikatny to organ. Albo chce seksualnego rozładowania, albo kurczy się z bólu, bo na przykład uderzyła go niesforna nastolatka. A w tle wspomniana tęsknota za siekierą, kilofem, rozdziewiczaniem świata. Jak ci prawdziwi faceci z tym żyją? Z taką ambiwalencją? Można nawet pokusić się na stwierdzenie, że Vann pisze o patriarchacie. Jak nikt! Kompletnie nie z tej strony.
Brud, David Vann; wydawnictwo Pauza 2019, tłumaczenie: Dobromiła Jankowska
Komentarze
Prześlij komentarz