Beze mnie jesteś nikim





Trochę odczekała. A wczoraj się doczekała i jeździła ze mną po mieście cały dzień. Jeden dzień. Przeczytana lekko i płynnie, choć tu to dziwne słowo. Straszne rzeczy są tam opisane. Straszne przykłady strasznej przemocy fizycznej, maltretowanie psychiczne, cierpienie, nie do uwierzenia, że można tyle znosić latami. We własnym domu, w związku, przy tych, którzy powinni cię chronić, opiekować się tobą, bo jesteś dzieckiem.

Napisałam coś, czego nie powinno się mówić ofiarom – jak mogłaś, mogłeś tyle czasu to znosić?!
Nie powinno się też mówić „ofiara”, bo to stygmatyzuje.

Zapamiętaliście?
Ja na wieki wieków po przeczytaniu tej książki.

Lekko i płynnie można czytać takie rzeczy, gdy są dobrze napisane. Z empatią, szacunkiem dla bohaterów, wnikliwie. Z szacunkiem dla czytelnika, który dostaje historię, a nie wyciskacz łez.
Takie jest pióro Jacka Hołuba. Pisze kolejną książkę o sprawach trudnych, zawsze jest blisko swoich bohaterów, a jednocześnie potrafi się spojrzeć szerzej, dalej. Ogarnąć, jak daleko do linii horyzontu. Doświadczający przemocy nie patrzą w dal, starają się przetrwać. Nie płacząc, ale kilka razy zamykając oczy, oddychając głęboko, czytając, jaki ból można zadać bliskiej osobie, na przykład dziecku, myślałam o autorze – o tym, że tego wysłuchał, że wytrzymał, że wracał do tych zwierzeń, mając zapewne mnóstwo materiału do opracowania. Pandemia w niektórych przypadkach uniemożliwiła spotkania bezpośrednie, autor to zaznacza. Książka powstawała więc w szczególnych warunkach.

Czyta się więc „dobrze”.
Jednocześnie mam poczucie, jakbym czytała podobne wypowiedzi z 50 czy 500 razy...

Wypowiedzi doświadczających przemocy (raz jeszcze uwaga na słowo ofiara – autor przypomina że ono stygmatyzuje) jakby już znane... Głosy specjalistów i pomagaczy, głównie z organizacji pozarządowych, rozważnie wkomponowane w treść, nie czuje się dydaktyzmu – też są jak z piosenki słyszanej wiele razy, z refrenem, by nie oceniać, nie prawić kazań pod tytułem „powinnaś”, etc. Opisy kontaktów z policją, sądami, innymi instytucjami – nic nowego...

Trochę się bałam, że tak właśnie będzie, czytając recenzje, trafiając na jakieś fragmenty, cytaty. Trochę się bałam, że będzie „banał”, kilka brałam i odkładałam książkę, nie zaczynając nawet pierwszego rozdziału – na później, później, później, będzie pewnie to, co zawsze w tym temacie.

No, właśnie. Teraz wiem, że w tym siła tego reportażu.

Spokojnie napisany, rzeczywiście przypomina te wszystkie „banały” o sprawcach i osobach doświadczających przemocy: że głównie mężczyźni są sprawcami, że przemoc to głównie w melinach u patologii, że jest stereotyp, że przemoc to głównie w melinach u patologii, że policja zwykle nic nie robi, choć czasem zdarzy się wyjątek.

To samo, i to samo, ile razy jeszcze można to czytać, znosić to wszystko, czytając w kółko to samo...

Tak, to jest naprawdę straszne, że niewiele zmienia się w temacie przemocy, jak i nie przymierzając na przykład w temacie niepełnosprawności – słyszę jakby własne słowa, wypowiadane przez 20-30 latków, mający dzieci z orzeczeniami… Moje dziecko zbliża się do 30…
To jest naprawdę straszne.
Tyle wiadomo o przemocy, o jej mechanizmach, a ona wciąż jest. I wciąż brakuje wsparcia.

Kropla drąży kamień nie siłą, lecz częstym spadaniem.

Jacek Hołub zdecydowanie stara się zajrzeć też tam, gdzie zwykle medialne „wyciskacze łez” nie zaglądają. Daje głos sprawcom. Pokazuje na przykładach konkretnych ludzi, że sprawcy mogą być krzywdzonymi, krzywdzeni – sprawcami. Że wyjście z przemocowej sytuacji nie oznacza, że już nigdy się wpadnie się w kolejną, mimo starań, czujności, poterapeutycznego przygotowania. Choć statystyki wskazują, jak ogromna jest przewaga mężczyzn (ponad 90 proc.) w stosowaniu przemocy, autor pokazuje, jakimi potworami mogą być kobiety. Na przykład, wykorzystując statystyczną „przewagę” próbują wrabiać faceta (choćby w sprawach rozwodowych) w przemoc, pedofilię. Są matki, które biją i molestują dzieci. Autor poświęca temu sporo miejsca, sugerując, że może warto przyjrzeć się prowadzeniu statystyk. Rozprawia się ze stereotypem mężczyzny-agresora, a jednocześnie pokazuje, że to wcale nie jest stereotyp. Sugeruje, że może inaczej trzeba planować pomoc, bo ta oparta na starych wzorcach (kobiety na terapię, faceci do więzienia) może wcale nie być systemowo skuteczna.

To wszystko jest skomplikowane, ale i proste zarazem: trzeba bliżej i uważniej przyglądać się indywidualnym przypadkom, nie liczbom, statystykom, stereotypom.

Nie oceniaj, nie mów, co powinna zrobić osoba krzywdzona, słuchaj, bądź.

Pomyśl o swoich przemocowych historiach, o tym, kiedy byłeś/byłaś po jednej stronie, kiedy być może po drugiej. Nawet, jeśli – bo tak jest jednak najczęściej – nie są drastyczne.


Kropla drąży kamień nie siłą, lecz częstym spadaniem?

W Posłowiu czytamy, że zjawisko przemocy domowej jest cały czas bagatelizowane, że społeczeństwo ewoluuje, a prawicowy rząd i Kościół katolickim próbują konserwować coś, czego często już realnie nie ma – stereotypy, dotyczące ról społecznych, źródła tej przemocy.

Pomyślmy, co nam o tym opowiada stara, patriarchalna wojna.


Beze mnie jesteś nikim. Przemoc w polskich domach, Jacek Hołub; Czarne, Wołowiec 2021

Komentarze

Popularne posty