Historia, której nie było





Sympatyczne spotkanie. Lektura bez kolejki, bez planu. Zobaczyłam i przeczytałam. W jeden dzień. Carpe diem! Temat historii bez kobiet jest mi bardzo bliski. Bliski i ciekawy jest też dla mnie temat tworzenia historii. Naszej, polskiej. Tutejszej. Niestety tworzy się ją zbyt często, wręcz nagminnie przez zamienianie wybranych faktów w marmurowe pomniki. Tudzież zmienia się naszą historię w wielką rupieciarnię, w której walają się jakieś truchła bez ładu i składu, by czasem sięgnąć po jakieś jedno, dwa, wypolerować. Inne wyrzucić, choć mogłyby jeszcze się przydać. Tak też się jej naucza. Wybiórczo, i co gorsza – na pamięć.




Tak rozpoczyna się trzeci rozdział książki, ale cytat świetnie pasuje do całości.

Uczy się historii, nie skupiając się zbytnio na pokazywaniu procesów, zależności, na szukaniu różnych punktów widzenia, różnych perspektyw, w tym na przykład perspektywy kobiet, w tym perspektywy różnych grup społecznych. Są niby jakieś rozdziały w podręcznikach typu „życie codzienne w danej epoce”, ale to takie tam drobnostki, ciekawostki do przeczytania w domu. A życie codzienne jest przecież najważniejsze, najciekawsze. Jest studnią, jest glebą.

Ucząc historii, nie uczy się myślenia. To, co minęło, w czym nie uczestniczyliśmy, to nie jest żaden constans, wciąż mogą pojawiać się nowe odkrycia, nowe teorie. Dzieje nie są pomnikiem, kamienną tablicą. To raczej budowla z klocków, która może być zbudowana inaczej. Jeśli tak patrzeć na historię, jest ona fascynująca. Także historia Polski rzecz jasna.

Agnieszka Jankowiak-Maik, historyczka, nauczycielka historii, popularna w necie Babka o histy o tym właśnie pisze. Udowadnia, jak jesteśmy zwodzeni, wierząc na przykład – bo tak nas uczono – w Chrzest Polski w 966 roku, który był chrztem przyjętym przez Mieszka, w czasach, gdy Polska jeszcze nie istniała. Mieszko miał własne powody, by się chrzcić. Mieszko prawdopodobnie jednak w ogóle istniał...
Każdą postać można wykreować, opisać na taki kształt i podobieństwo, jaki pasuje kronikarzowi, który ma własne poglądy, interesy, pracodawcę. Czasem spisuje dzieje, których nie może znać ze źródeł dostępnych w jego epoce. Niby to wiemy, ale nie zawsze pamiętamy. Można też kreować wydarzenia, jedne podnosić, innym obniżać wagę.

Babka od histy wybiera kilka epizodów z naszych dziejów i je analizuje pod kątem prawdziwości tego, co się o nich najczęściej mówi. Zaczyna od tajemniczego Mieszka i rozkminia, kto on był i po co mu było całe to chrzczenie. Bo na pewno radości tym nie sprawił swym podwładnym. Ratuje honor Bolesława Chrobrego. Ogląda różne oblicza Kazimierza Wielkiego, który jak każdy wybitny człowiek u władzy daleki był od świętości. Broni dokonań królowej Bony i Anny Jagiellonki – przy swojej matce i siostrze Zygmunt August wydaje się być nieciekawym typem, dupkiem po prostu. Autorka pisze o królowej Jadwidze, jak o kobiecie z krwi i kości, a nie eterycznej świętej w aurze dobroci. Uwielbiam takie pisanie o historii, pokazywanie, że ludzie, o których uczymy się w szkole są ludźmi właśnie – coś zrobili dobrze, coś innego im nie poszło. Nauki społeczne jeszcze się nie rozwinęły, ale ludzie działali podług ludzkich praw. Nie można dziś traktować historii, jakby tamten miniony świat nie podlegał tym samym prawom, co dzisiejszy, w tym mechanizmom psychologicznym, socjologicznym, antropologicznym.

Autorka pisze o historycznych mitach, jak ten, że Ordon wcale nie zginął, broniąc sławnej reduty. Żył sobie jeszcze całkiem długo, robiąc różne pożyteczne rzeczy. Przygląda się procesom odzyskiwania przez Polskę niepodległości, o roli kobiet. O tym, że nad Wisłą to nie był żaden cud, ale na pewno arcyważna dla całej Europy bitwa została znakomicie przygotowana strategicznie. Powinniśmy bardziej doceniać Marszałka, nie Matkę Bosk
ą, którą sprytnie wkręcili w temat ludzie niechętni Piłsudskiemu. Jest o tym, jak wyglądała walka o prawa wyborcze kobiet – miałyśmy je już w 2018 roku, wcześniej niż w wielu innych krajach Europy. A Piłsudski miał fajną żonę. Churchill mówiąc, o takich wielu i tak niewielu, wcale nie miał na myśli polskich lotników. Najsłabiej chyba wypadł rozdział o zabijaniu dzieci na macę – choć autorka pisze, że włożyła sporo reasecherskiego wysiłku, by go napisać. Chciała napisać o tym, jak mit, kompletnie wydawałoby się absurdalny, może wpływać na historię, na realne czyny i wydarzenia. Mnie pozostał niedosyt, że nie przeczytałam wprost o polskim antysemityzmie.

Agnieszka Jankowiak-Maik pisze podręcznik. Bardziej to książka do histy niż dzieło popularnonaukowe. Są nawet rysunki i infografiki, pomagające zapamiętać najważniejsze informacje z danego rozdziału. Pewnie dlatego kontrowersyjna jest umiarkowanie. Wygląda, jakby miała zdobywać masowego odbiorcę. Bo taki indywidualnie poszukujący, gmerający w przeszłości, wiedzący, że o zmarłych można mówić i dobrze, i źle, właściwie już wie wszystko lub prawie wszystko, co tam zostało opisane. Wie o mechanizmach, wie o przywilejach, o utrącaniu, przemilczaniu, pomijaniu, kreowaniu. Ale jednak jakiś porządek mu się głowie robi po tej lekturze. Jestem wdzięczna właśnie za taką chwilę, przeznaczoną na porządkowanie, układanie, przypominanie sobie.

Szkoda może, że zabrakło takich „spiżowych” kontrowersji, jak żołnierze wyklęci czy rozważania o homoseksualnych preferencjach niektórych młodych, dzielnych przyjaciół z czasów Powstania Warszawskiego. Ale są źródła, książki, artykuły, nie tylko dla naukowców. Można szukać. Weryfikować. Pamiętacie niedawne odkrycie, że „Puławski był kobietą”? A dokładnie: osobą interseksualną z biologicznymi cechami kobiety. Oby więcej takich odkryć!

Ucząc się historii, trzeba myśleć. Myśleć, a nie ślepo wierzyć. Zastanawiać się, kto i po co potrzebuje takiej, a nie innej wizji fragmentu dziejów. Babka od histy napisała właśnie taki przystępny podręcznik myślenia. Może i ciut przegadany, ale przecież wiemy, ileż coach musi się nagadać, by skutecznie trafić w mózg klienta. Dużym drukiem jest, pełno smaczków i ciekawostek. Można się uśmiechnąć. Trzeba docenić.

W sam raz na dzisiejsze czasy.
Czy mam dodawać, że żyjemy czasach, gdy historia dzieje się na naszych oczach i widzimy, jeśli chcemy i umiemy patrzeć, jak się ją tworzy, jak zapisuje. Oficjalnie. Oraz alternatywnie.

Z tematami tzw. patriotycznymi u mnie jak z diabłem i święconą wodą. Unikam. Zwijam się. Niedobrze mi. Może dlatego, że jestem dziewczyną z humanistycznej klasy, i coś tam jednak jeszcze przed maturą słyszałam o historycznej względności. Zanim powstał IPN. Za nic nie mogę sobie przypomnieć, jaki temat pisałam na maturze z histy. Ale to musiało być coś starego, najstarszego z przedstawionej oferty :)

Historia najnowsza boli.

Protesty na polskich ulicach w obronie wolnych sądów, w obronie praw kobiet i mniejszości były w mojej bańce porównywane z zrywami w PRL-u przeciw ludowej władzy, jedynej słusznej. Represjonowane. Widziałam, jak niektórzy się na to oburzali. Że nie wolno porównywać. Wolno. Nawet trzeba. Wystąpienia przeciw autokratom, przeciw despotycznej władzy są zawsze wystąpieniami przeciw autokratom. Niezależnie, czy poglądy ma się w lewo, czy w prawo. Jak się teraz toczy ta historia tuż obok, jak puka do okienka, rozlewa się po świecie wirtualnym i prawdziwym, coraz częściej widzę, że nie bardzo mam o czym rozmawiać z „patriotami”, co tylko przyklejają wciąż te same ciężkie tablice na rocznice.

To jest właśnie historia, której nie było.

Babko od histy, przypomniałaś mi, że też mogę być patriotką. 
Fajnie było. Dzięki, Agnieszka Jankowiak-Maik. Rób swoje.


Historia, której nie było, Agnieszka Jankowiak-Maik (Babka od Histy); Otwarte, Kraków 2022


Komentarze

Popularne posty