Słowa jak ptaki



"Słowa są jak ptaki, które uczymy śpiewać. O znaczeniach i tajemnicach języka."
To jest pełny tytuł tej książki.

Skusił mnie w małej księgarni. Wiecie, przyjazne miejsce z miłą obsługą. Takie, w którym chcesz się miło zachować... Bardzo rzadko bywam w takich miejscach. Nie mam czasu. A na książki jest mnóstwo promocji. Miałam akurat kilka godzin wolnego między zawiezieniem a odebraniem, fatalny nastrój i zdecydowanie chciałam choć na chwilę odkleić się od wszelkich „autystycznych” tematów, także branżowych lektur, czekających na mój czas i uwagę.

No, i proszę.
Połaszczyłam się na publikację autystycznego sawanta.
Daniel Tammet jest znany jako człowiek o wybitnym umyśle, bohater dokumentu „Brainman”. Poliglota, znający 11 języków, geniusz matematyczny. Autor kilku książek. I przede wszystkim – osoba w spektrum. Zorientowałam się dopiero, jak zaczęłam czytać. Taka ze mnie znawczyni autystycznych sław!

Pierwszy rozdział opisuje jego własną relację z językiem, z komunikowaniem się, jako osoby w spektrum i jako synestety. Wciągające jest czytanie o tym, że słowa można poczuć, zobaczyć. Nie tylko słyszeć dźwięk i kojarzyć go z jakimś społecznym znaczeniem.

Książka składa się z 15 rozdziałów. Każdy przedstawia jakieś spotkanie Tammeta z językiem, a raczej z różnymi językami, a jeszcze dokładniej – z różnymi sposobami komunikowania się ludzi. Słowo „spotkanie” nie oznacza tu pogawędki. Pasowało mi jako określenie poszukiwań, które mają pokazać, rozpracować wybrany lingwistyczny problem, zagadnienie, związane z komunikacją. Tammet nie robi tego w sposób naukowy – choć książka łączy cechy publikacji popularnonaukowej, reportażu, autobiografii – lecz humanistyczny.
Świetnie się to czyta. Słowo „spotkanie” mogłabym zastąpić słowem „wyprawa”.

W kolejnych rozdziałach-wyprawach, pisze więc Tammet o studenckich praktykach na Litwie i uczeniu się litewskiego (jest Brytyjczykiem, który z wyboru mieszka obecnie we Francji). O tym, jak wynalezienie telefonu wpłynęło na sposób prowadzenia rozmów. O próbach odtworzenia umierającego, wraz z najstarszymi mieszkańcami, języka manx z wyspy Man na Morzu Irlandzkim. Rozmawiając z jednym afrykańskim pisarzem i przyglądając się losom i karierom kilku innych, docieka, jaki sens ma walka o zachowanie twórczości w rodzimym języku (np. kikuju), który ani sam nie udźwignie nazywania wielu nowych zjawisk – musi zapożyczać obcojęzyczne określenia, ani nie zagwarantuje światowej popularności, nie poniesie opowieści, którą świat powinien znać, która często dotyczy np. łamania praw człowieka.

Tammet zastanawia się, co może z pierwotną treścią zrobić przekład, a raczej nieskończona liczba przekładów na znakomitym przykładzie – Biblii. Pokazuje, że jak różny wpływ wywierają na osoby niesłyszące komunikowanie się w języku migowym i komunikowanie się w języku, związanym z miejscem urodzenia. Warto, przy tej okazji, zapamiętać określenie – „kulturowo niesłyszący”. Możemy też sobie porównać, jaki stosunek mają do swojej mowy Islandczycy, a jaki meksykańskie plemię Nahua. Dla mnie szczególne znaczenie miał rozdział, dotyczący esperanto -- języka, który został sztucznie stworzony, wymyślony od podstaw. Dla idei. 
By służył komunikowaniu się wszystkich ludzi na świecie. Wymyślił go Ludwik Zamenhof, urodzony w moim rodzinnym Białymstoku, gdzie się o nim i o esperanto pamięta. "Sztuczny" język nie zbratał ludzi (co nasuwa wiele wniosków), ale miał chwile popularności. Nadal ma fanów i użytkowników. 

Język, w którym wyrastamy sprawia, że myślimy w określony sposób, jesteśmy tacy, a nie inni. Jest jak kolor skóry czy orientacja seksualna. Decyduje nie tylko geografia, ale i "językowe geny", najbliższe środowisko, wychowanie w języku.

„Była młodą kobietą o węgiersko-szwajcarsko-niemiecko-angielskim słownictwie. Murray od razu poczuł się swobodnie w jej towarzystwie, a sympatia była wzajemna. (W 2012 roku obchodzili złoty jubileusz.)”
Można opisać człowieka także od strony języka, jakiego używa (tego, jak go używa również). Można dobierać się w pary na podstawie językowych preferencji :) Cytat dotyczy poety, Lesa Murray’a – odważnego językowego eksperymentatora.

Tammet pisze, o tym jak się język(i) tworzy, kultywuje, o tym, jak umierają, jak się odradzają, czemu służą, jak determinują nasze życie – i to jednostkowe, i to społeczne, lokalnie, globalnie.
Język to ja. To my.
To świat.

Zafascynowało mnie, że niemal w każdym rozdziale autor odkrywa przed nami, dlaczego dany problem go pociąga, jak zdobywa informacje. Tak jakby pokazywał, jak pracuje jego mózg, robi to naturalnie, po prostu w taki właśnie sposób pisze, tworzy narrację. Każdy temat, który zgłębia, wynika z jakiegoś przeżycia, „spotkania”, które wywołało reakcję. By rozwiązać dany problem, autor szuka kontaktu do kogoś, kto wie więcej, lepiej, może pomóc. Przeczesuje sieć, pisze maile, dzwoni, podróżuje. Jakby komunikował całą tą książką „chcę wiedzieć, więc pytam tych, którzy znają temat, chcę zrozumieć, więc idę jak najbliżej źródła”. To jest w dzisiejszych czasach fascynujące. Mamy przecież internet – cud-wynalazek, pozwalający się komunikować wszystkim na całym świecie.
Tammet pokazuje, jak można celowo, poznawczo, w dobrych intencjach ten cud wykorzystać. Komunikować się w czasach, gdy „każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie”, w epoce hejtu i fejku.

I jeszcze jeden zbieg okoliczności: gdy kończyłam czytać „Słowa są jak ptaki, które uczymy śpiewać”, Daniel Tammet był akurat w Polsce. Został zaproszony na konferencję „Autyzm. Ewolucja”, która jeszcze dzisiaj trwa. 

Przerywając na chwilę czytanie Tammeta, zaglądam na FB, a tu moi znajomi chwalą się jego autografami i fotkami. I jeszcze superbonus w postaci rozmowy z nim. Czytałam dwa razy, bo za pierwszym rozmówca wydał mi się bardzo naiwnym człowiekiem, za drugim – lepiej, tak mi się zdaje, zrozumiałam, jego optymistyczne spojrzenie na społeczną rzeczywistość, wynikające z jego specyficznej sytuacji mentalnej. Zdecydowanie jest z innego świata, ale warto było go poznać.
We wspomnianej rozmowie Tammet mówi:
„Autyzm nie jest następnym etapem ewolucji, ale jego widoczność jest oznaką tego, jak ewoluuje społeczeństwo. Społeczeństwo staje się bardziej świadome swojej różnorodności i bardziej na nią otwarte. A to dlatego, że ludzie lepiej rozumieją, że ta zmiana jest częścią ewolucji społeczeństwa i oni sam chcą być jej częścią.”

Ciekawe doświadczenie. Od mojej „pomyłki” w księgarni do rozszerzenia „spotkania” z Tammetem przez media internetowe, społecznościowe: posty znajomych, informacje o konferencji, jego wypowiedzi w polskich mediach. Można rzecz nieco synestetyczne, wieloaspektowe. Oczywiście, w połączeniu z moim codziennym, totalnym byciem w zasięgu spektrum.
Mocne doświadczenie.
Dlatego o nim piszę.

Jest niezwykle ważne, podkreślam to tysięczny raz, jak mówimy o autyzmie, o samym spektrum, o swoich doświadczeniach.
Autyzm jako ścieżka rozwojowa, ewolucja, realizowanie pasji i pokonywanie trudności…
Autyzm jako cierpienie i ból, nawet choroba: „choroba” społeczna, „choroba” rodzinna…
Lubię słowo neuroróżnorodność, którego swobodnie używa też Tammet. Używam go chętnie, mam wrażenie, że ładnie szybuje. Dość nisko, ale po równej trajektorii. Zwraca uwagę, trochę łaskocze w ucho. Wymaga nieco wysiłku, nie da się go powiedzieć byle jak. Ale potrzebuje też przypisów.
Nie byłam na konferencji. Coś tam słyszałam, ale nie śledziłam za dokładnie, zakładając, że i tak to nie dla mnie. Na pewno dowiedziałabym się wielu ciekawych rzeczy, ale nie mam możliwości, by fizycznie się tam pojawić, nie mam potencjału nawet na zdalne słuchanie. Nic oceniającego. Tak samo przecież „odpuszczam” swoje pasje, uczestnictwo w kulturze, podróże, rozwój, naukę. Nie mieszczą mi się w życiu. Nie mam ani czasu ani psychofizycznej gotowości, by „wzlecieć”, „dolecieć”. Moje małe wzloty to na przykład obcowanie z książkami, tekstami. Prywatne, skromne, mieszczące się w dziurach, niszach. Pomiędzy.

Jestem w świecie spektrum. Za sprawą syna, wraz z nim i – z konieczności – zawsze tuż przy nim, jestem w tej wielkiej, zróżnicowanej przestrzeni. Ale też w małej wspólnocie, mówiącej swoim językiem: narzeczem wyczerpania, lęku, cierpienia. Nie, nie, to nie znaczy, że sawanci czy osoby w spektrum, które są w normie intelektualnej oraz ich bliscy nie mają problemów, nie bywają zmęczeni, nie lękają się i nie cierpią! To znaczy, że różnimy się i potrzebujemy rozróżnienia w języku. Ja muszę „mówić” także za syna. Być jego głosem. Głosem domyślnym, niedoskonałym. To spory ciężar tak mówić za kogoś. 
Słysząc setki razy wypowiedzi samorzeczników (jest nim przecież i Tammet), doceniam ich wartość. Widzę też niedoskonałości, braki. Widzę, czego nie widzą: ich język często nie opisuje naszej sytuacji. Samorzecznicy pomagają mi zrozumieć autyzm, zrozumieć, co może odczuwać syn, z czego mogą wynikać jego zachowania, co mogą komunikować. To duże wsparcie. Staram się korzystać, ile się da. Ale, gdy wypowiadają się w jakimś sensie również w imieniu mego syna, jako osoby z diagnozą autyzmu niesamodzielnej, niepełnosprawnej robią to ułamkowo, czyli ułomnie. Jak ja.

Co można zrobić? Zastanawiam się pół życia. Szukam języka. Dialektu dla nas, dla naszego plemienia. Żyjącego dziwnym życiem, niekoniecznie nacechowanym poszukiwaniem wiedzy i możliwości rozwoju, raczej nastawionym na elementarne przetrwanie. Także z powodów czysto komunikacyjnych. Szukam kanałów komunikacji. Żeby nie było nam aż tak ciasno, ciemno i samotnie.

„Spotkanie”, które zaczęło się od tego, że tydzień temu, mając trochę czasu do stracenia (!) przed odebraniem syna z zajęć, w małej księgarni dostrzegłam książkę Daniela Tammeta, nabrało nieoczekiwanego sensu. Stało się wyprawą, która pozwoliła mi poukładać wiele myśli. Ja ten sens nadałam, ruszyłam na wyprawę. 
Ostatnie rozdziały doczytywałam wczoraj, pijąc kawę i czekając na Piotra, który miał zajęcia w muzeum Polin. Czytając, słyszałam jednocześnie konwersacje w wielu językach. Co za chwila!  

Słowa są jak ptaki, które uczymy śpiewać.
Słuchać śpiewu ptaków, to nie to samo, co pisać własne piosenki.

Potrzebne jest nam i to, i to.

Słowa są jak ptaki, które uczymy śpiewać. O znaczeniach i tajemnicach języka, Daniel Tammet: Copernicus Center PRESS, 2022; tłumaczenie: Tadeusz Chawziuk

Komentarze

Popularne posty