Czy wiesz na czym stoisz?





Do napisania tekstu zainspirował mnie ten post Marii Dąbrowskiej-Jędral, mojej stałej inspiratorki. 

"Nie znam się ani na karach, ani na nagrodach. 
Po prostu. 
Nie znam się i nie zamierzam się znać. 
Nigdy nie stosowałam takich praktyk ani w swojej pracy, ani w wychowywaniu swoich dzieci i stosować nie zamierzam. (...)

Podobnie było w moim domu rodzinnym. Jakkolwiek moja rodzina pochodzenia do łatwych nie należała, nigdy mnie nie ukarano, nigdy się na mnie nikt nie obraził ani nie zafundował mi cichych dni. Jakoś wcześniej o tym nie myślałam, ale tak było. Oszczędzono mi. Oszczędzono mi również przekupstwa czy obiecywania, że jak coś zrobię, to coś dostanę. Nie bito mnie. Nigdy mnie też nie straszono. Oczekiwano ode mnie współpracy, spodziewano się, że się będę starać i zrobię najlepiej, jak potrafię i myślano o mnie, że jestem dobra, mądra i się umiem uczyć. Moi Rodzice chyba nawet nie wiedzą, jakim mi tym zrobili prezent na życie."


Oby dzieci nie były już nigdy wychowane w takim systemie, wśród zasad, ale bez relacji, bez wyjaśniania sensu tych zasad, co wolno, czego nie wolno, dlaczego. Jako osoba bardzo już dorosła dochodzę do wniosku, że tego, co spakowano nam w domu nie sposób wyjąć. Może to wniosek banalny, nic nowego, psychoterapia na nim się przecież opiera, przynajmniej w swoich początkach. Jeśli ten bagaż był za ciężki, niestabilny, pełen braków, czy w jakikolwiek inny sposób negatywny, nie sposób na takiej bazie budować. Powstają jakieś kolejne "krzywe wieże", proces powtarza się w kółko. Może ten wniosek czuć defetyzmem i odstręczy on optymistów -- nie brak przecież przykładów, że ludziom udało się odmienić swoje życie, w tym dzięki psychoterapii, że człowiek tak wiele jest w stanie osiągnąć. Jednak na pracę nad sobą, na to, by osiągać cele, jak na wszystko trzeba mieć przestrzeń. Trzeba zebrać wystarczająco, by ruszyć w tę podróż. Gdy widzę ludzi zadowolonych ze swojego miejsca w życiu, świadomie budujących swoją drogę, zawsze pociąga mnie przyglądanie się, co za tym stoi -- co stoi za twoim sukcesem, sprawia, że możesz (!), co ci pomogło, co cię wspiera w tobie, otoczeniu, jak to wszystko osiągnęłaś/łeś. (Wiem, że nie bez wysiłku, nie bez problemów, wiem, że zadowolenie z życia nie oznacza całodobowej szczęśliwości).

Chcę podpatrzyć bazę. I często jest to właśnie to, co dali rodzice. Gdy wyposażyli w mechanizmy, które pozwalają siebie cenić sobie ufać, w siebie wierzyć, wtedy łatwiej budować własny dom. Nawet na piasku, żużlu, wodzie z kałuży... 

Często mówiąc o relacji z dzieckiem, czy o pokrewnej jej opiece nad osobą, która totalnie tego potrzebuje, skupiamy się na niej tak, jakby świat nie istniał. Jakby istniała czy powinna istnieć tylko magiczna więź i to ma wystarczyć. A za relacją z dzieckiem, czy jest zdrowe, sprawne, czy poważnie niepełnosprawne, wymagające stałej opieki stoi przecież całe życie opiekuna. To, jak sobie z nim poradził, co zbudował, czego nie zbudował. Dla tego dziecka/osoby wspieranej -- cały kontekst, w którym się wychowuje, jest.

Do budowania dobrego życia, trzeba dobrej bazy. 
Jeśli jej zabrakło, trzeba przestrzeni, by reorganizować, przebudowywać. Czasu. Planu.

Inaczej, to, co spakowano nam w domu, na czym nas postawiono, do czego wrzucono, zatrzyma, zatamuje, zachwieje nami, zdemontuje świat, który próbowaliśmy tworzyć, który wiele razy wydawał się nabierać pięknych kształtów.

Ta przestrzeń to wsparcie środowiskowe, rodzinne, systemowe.

Ważne w przypadku opiekunów dzieci i osób z niepełnosprawnościami, które nie wyrosną z potrzeby, by się nimi zajmować. 


To nie są filozoficzne dywagacje.

Codziennie widzę upadające światy. Gdy zabrakło już sił, a nade wszystko wiary -- bo ileż już można próbować, walczyć, czekać z nadzieją. Kolejne 10, 20, 30 czy 40 lat? N
ie ma na szansy na wystarczające "niech pani o siebie zadba", bo świat wokół pozostaje taki sam. Nie puszcza! A baza z materiałów sypkich, łatwopalnych, pordzewiałych. Różnie.

Codziennie widzę, jak bardzo opiekunowie są pomijani, ignorowani, nierozumiani. Tak, można nas zapraszać na konsultacje, warsztaty, zachęcać do udziału tu czy tam, z całą serdecznością zapewniać jacy jesteśmy ważni. A jednocześnie zapominać, że nasza sytuacja oznacza często: nie wiem, czy dam radę, albo wprost -- nie przyjdę, nie zrobię, nie wypowiem się, nie mogę. I świat, który dzięki nam trwa, na szczeblu widoczności obywa się bez nas. Ktoś, kto ma problemy z relacjami nasilone wykluczeniem, problemy z tożsamością, z własnymi brakami nie zbuduje trwałej sieci wsparcia. W pewnym momencie koszty wiecznej murarki mogą okazać się za duże. Skończy się wydolność na 1000 procent normy. 

 W tych naszych różnie kleconych światach mieszkają nasze dzieci, osoby z niepełnosprawnością. Nieba im przychylamy, dach uszczelniamy, okna otwieramy, ale w pewnym momencie nie ma już skąd brać na te budowy, gdy zbiornik-opiekun nie tylko się nie napełnia, ale często po prostu rozpada. Bo był kiepsko sklecony, nie było kiedy, jak poprawić. Sam się nie naprawił. Nie pojawili się fachowcy od napraw. Dziury w sobie łatamy.

Dopóki nie zmieni się sposób wychowania dzieci w Polsce, czyli sposób myślenia o ludziach, nie powstanie też żaden dobry system wsparcia dla osób z niepełnosprawnościami. 

"Odpowiedni" sposób wychowania chłopców i dziewczynek prowadzi do... 
...do tego, w czym jesteśmy dzisiaj.

Opiekunowie, a właściwie opiekunki, na pewno te najstarsze i te z mojego pokolenia, ale i o dekadę czy nawet dwie młodsze, często nie mają na czym stanąć, na czym budować. Niosą w sobie stare cegły, stare fundamenty, gdy świat się zmienia. Nie mają gdzie ich zrzucić, wymienić, zrobić remontu, przepakowania. 
Nierzadko wiedzą o tym.

I właśnie o to chodzi, by o tym wszystkim wiedzieli ci, co organizują, decydują, rządzą. By dostrzegali cały mechanizm, całą historię. Nie tylko czubek, fragment. Gdy będą postrzegali i budowali świat, nie dostrzegając nic więcej, będzie to marna budowla postawiona na kłamstwie. Po coś jednak są te nauki społeczne, psychologia, psychoterapia.

My na pewno mamy już dość dźwigania wszelkich win i ciężarów oraz objaśniania świata, tym, którzy chcą nim rządzić na większa czy mniejszą skalę, nie widząc go.

I to jest nasza droga, nasza pewność, baza, nasza wiara -- wiedzieć kim się jest. Nawet, gdy podbudowa marna -- wiedzieć, że tak jest. I łatać te dziury. Byle nie pokornie, byle nie w ukryciu i milczeniu. Jakby nas nie było. I nie było sprawy. 



Na zdjęciu instalacja Marii Pinińskiej-Bereś; wystawa "Przestrzenie", Zachęta - Narodowa Galeria Sztuki  

 

17.07.2025 

Komentarze

Popularne posty