Wolność


Wolność. Gender. Patriarchat.

Ponad miesiąc temu wreszcie obejrzałam. Płyta przeleżała, gdzieś się zagubiła. Czasu wiecznie brak, takiego, w którym można się spokojnie rozgościć. Było jasne, że nie będzie to neutralne oglądanie. Wpłaciłam grosik na zrobienie tego filmu, dostałam płytę. W Jarocinie byłam dwa razy. Po 1985. Wtedy wchodziły na scenę np. Sztywny Pal Azji, T. Love, Róże Europy, Chłopcy z Placu Broni, Farben Lehre, Bielizna, Kobranocka, Pidżama Porno. Ukochana (kontrowersyjna, obrzucona jajkami) Republika. Wcześniej Brygada Kryzys, TSA, Dezerter, Śmierć Kliniczna, Siekiera, Moskwa, Armia... Chyba nie pomyliłam chronologii. Kocham tę muzykę! Może nawet tę wcześniejszą bardziej. W reagge (Izrael) zdecydowanie mniej, bardziej w punk rocka i „piosenki z tekstem” (Republika, Róże Europy, głos Janiszewskiego) Co to było za przeżycie obejrzeć ten film! Uśmiech i łzy, wspomnienia. Nie mam zdjęć, nie mogę nic znaleźć, ale byłam tam.

Hej, ciociu! Byłaś tam.

Trudno mi oceniać jakość tego filmu, czy dobrze ktoś go zrobił, czy mniej dobrze, czy ujął wszystko, czy zrobił to wystarczająco odpowiednio. Nie ma to znaczenia dla mnie, mojego subiektywnego odbioru. Klasyczny format takiego dokumentu: mówią ludzie (muzycy, twórcy festiwalu), pokazywane są fragmenty koncertów i festiwal od kuchni – pole namiotowe, siedzenie, łażenie, gadanie, spożywczak, czekanie pod sceną, miasteczko, mieszkańcy.

Oprócz wzruszeń i motyli, zauważam dwie rzeczy. Pierwsza – wypowiadają się właściwie sami faceci, raz czy dwa pojawiają się Anja Orthodox i wokalistka grupy Kosmetyki Mrs. Pinki. Druga – oni mówią do rzeczy, świadomie, mają poglądy, mają refleksje, mają dystans, zwłaszcza do siebie. Z radością patrzę, że ci goście, moi idole (dawni) to nie są medialne pustoty po scenicznym sukcesiku (wiem, jak robi się rozmowę z pustotą, żeby wyglądało, że ma coś do powiedzenia). Muzyka nie zdarzyła im się przypadkiem. Oni są cali, i z czegoś. Wstecznego parytetu się nie zrobi. Czasy się zmieniły, ja się zmieniłam i zauważam coś, co kiedyś byłoby ewentualnie stwierdzeniem faktu (sami faceci) bez kulturowych podtekstów.

„Po co wolność” w tytule – bez znaku zapytania. Więc, tak to rozumiem – film wyjaśnia po co potrzebna jest wolność Rozmówcy mają perspektywę – dziś to faceci dobrze po 50., albo i starsi. „Podnosili” nas, młodych w reżimie, doczekali i doświadczyli transformacji. W filmie mówią o tym, że po 1989 festiwal słabnie, robi się chamsko, „kibolsko” (używam, biorąc w cudzysłów,  w filmie tego sformułowania nie ma), czyli zadziało się coś w stylu "moja kapela dobra, twoja kapela zła, masz u mnie wpierdol". Festiwal zamknięto ze względu na rozróby, nagłaśniane w mediach, jak mówią organizatorzy – nadmiernie, ale po 1989 media szukały tylko sensacji, nośnych newsów. Po renesansie przyjeżdżają kombatanci z dziećmi. Ja ze swoim nie wybierałam się...

Faceci mojej muzycznej młodości mówią o wolności. Mówią, że teraz jest wszystkiego za dużo, że młodzi mają podane na tacy. Także muzyki jest za dużo. Nie można wszystkiego spróbować, nie da się spamiętać swoich odkryć, wytrwać przy jednym wyborze jeszcze trudniej. Luźno cytuję, film dydaktycznie nie śmierdzi, to na pewno atut. Jednak jest jakaś ogólna konkluzja, że świata nie zmienimy, nawet jak za młodu udało się nam zmienić go sobie i tym tłumom. Do dziś słucham tej muzyki. Panowie często grają do dziś. Nowe piosenki, czasem w nowych formacjach (Strachy na lachy). Albo robią coś innego w obszarze kultury, dostają jakieś nagrody i odznaczenia. Wiedzą, czym się w polskich dziejach zapisali, ich autorefleksja jest atutem filmu.

Po obejrzeniu filmu miałam jeszcze jedną ważną samonarzucającą się refleksję – drogi dziewczyn i chłopaków z tego, mego, naszego Pokolenia 70, wchodzącego w dorosłość po 1989 rozeszły się. Rozchodziły się stopniowo. Nie widziałam tego, gdy byłam młoda. Widzę teraz, niosąc osobiste doświadczenie, widząc doświadczenia moich rówieśników, rówieśniczek. Wtedy, gdy jeszcze nie byłam świadoma, jak mnie i chłopakom drogi się rozchodzą, czułam się bardziej jak chłopiec – mogę robić co chcę, moje życie zależy od mnie. Kierował mną wściekły bunt:  przeciw tradycyjnej roli kobiety i tym wszystkim tekstom, którymi karmiono mnie od dziecka, że „kobiecie zawsze trudniej”, etc. Żeby wyjechać na festiwal nie potrzebowałam żadnych psiapsiółek. Jechałam, znajdowałam towarzystwo. Nawet już za bardzo nie pamiętam, jak i gdzie, ale raczej było to „złe” towarzystwo, czyli najfajniejsze. Nie byłam nigdy jakąś zdeklarowaną punkówą. Raczej zwykłą dziewczyną, która, jak chce coś robić, robi to! Nie oglądając się na koleżanki, na to, czym im mama pozwoli. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że musiałam być jednak ousiderką. Razem z dwiema koleżankami z liceum, wśród nich ja byłam najgrzeczniejsza…


 

Gdzie się podziały czasy heroiczne? – pytał w recenzji filmu znany z pisania o tamtych czasach socjolog, Mirosław Pęczak. Oto znów nadeszły.
3 października 2016 na ulice polskich miast wyszły tłumy kobiet, po tym, jak 23 września 2016 roku Sejm RP odrzucił obywatelski projekt ustawy Komitetu Ratujmy Kobiety, liberalizujący prawo aborcyjne (Czarny Poniedziałek).

3 października 2016 – pierwszy Czarny Protest.

O tym, jak powstawała ta inicjatywa pisze Klementyna Suchanow. Brałam w nim udział. Byłam na jednym z wydarzeń, poprzedzających marsz, zaplanowany na późne popołudnie, na którym kobiety mogły podchodzić do mikrofonu i opowiadać swoje historie. Wysłuchałam kilkunastu (musiałam wracać do domu, bo syn wracał ze szkoły). Mówiły młodsze, starsze. Byłam zaskoczona podobieństwem naszych doświadczeń. Wcześniej byłam pewna, że wlokę się z tyłu, dźwigając konflikt z matką, konflikt z własnym macierzyństwem – nie dość, że niespodziewanym, to jeszcze „specjalnym”. Czarny Protest z 2016 mnie obudził. Protesty w 2020 i 2021 roku po wyroku TK postawiły mnie na nogi. To straszne, że moje tematy wciąż są aktualne. Wciąż nieopowiedziane, nieopisane. Wciąż jest na to miejsce.

Choć na pewno – powtarzam to kolejny raz – teraz pokoleniowa zmiana jest już bardzo widoczna. Młode, zbuntowane kobiety wnoszą nową energią. Można się przy niej ogrzać, i doładować. Ja z niej czerpię. Czasem czuję się jednak wyobcowana w moim pokoleniu. Mój bunt, trwający właściwie ponad 30 lat odciął mnie od wielu rówieśniczek oraz wielu koleżanek nieco ode mnie starszych, od ich mentalności. Mój bunt, o którym także tutaj piszę i będę pisać – przeciw akceptowaniu „tradycyjnej” roli kobiety, tradycyjnej rodziny, macierzyństwa, „tradycyjnego” postrzegania matek niepełnosprawnych dzieci. Bywałam uznawana za dziwną, dostawałam rady od koleżanek, jak mam się zachowywać… Dziś mam poczucie, że nieposłuszeństwo było słuszną drogą, i co najważniejsze – moją! I, stety, niestety wciąż pozostaje aktualnym tematem. Czuję, jakbym się doczekała… Sama sobie robiłam „gender”, nie znając tego słowa.

Tamten antysystemowy bunt (protest), który wyrażała muzyka, koncerty, festiwal w Jarocinie nie dotykał tematu gender. Bunt (protest), którego doświadczamy dziś – jest właśnie o tym. Jest jednak też buntem przeciwko władzy, dominacji, odbieraniu wolności. Więc, jak najbardziej może być porównywany z tym, co działo się w PRL.

Byłam tam. Teraz jestem tutaj. Właśnie z refleksją, że drogi dziewczyn i chłopaków się rozeszły, z refleksją, że z wieloma dziewczynami z mojego pokolenia też się nie jesteśmy w tym samym miejscu. Film „Po co wolność”, który obejrzałam trzy razy z rzędu, mi to wszystko uświadomił.

Twórcy filmu nie mogli podjąć tematu Czarnego Protestu z oczywistych, chronologicznych względów. Nie dowiemy się, czy coś by się zmieniło w wypowiedziach muzyków, organizatorów.

No, cóż jestem pewna, że są wśród nich także i „dziadersi”… (i nawróceni, którzy wolność już chyba inaczej pojmują). Termin się rozpowszechnił. Żyje już własnym życiem

Gdy pierwszy raz zabrałam się do pisania o doświadczeniu obejrzenia filmu „Jarocin. Po co wolność” zadziała się akurat sprawa z Owsiakiem i „aborcją na pstryknięcie” – Paulina Młynarska, moja rówieśniczka, z tych rówieśniczek, na które zawsze można liczyć, nazwała Owsiaka dziadersem (poguglajcie, a znajdziecie). Owsiak, co oczywiste, pojawia się w filmie kilkukrotnie. Intuicja na szczęœście powstrzymała mnie przed opublikowaniem tamtego gorrącego wpisu. Następnego dnia sprawa zakończyła się: Jurek O. wyjaśnił, Młynarska się „odczepiła”. Na pewno JO swoje przeszedł, człowiek robi niesamowitą robotę. Paulina odpuściła Owsiakowi, ale nie patriarchatowi. Ona często używa tego słowa, ja bardzo rzadko. Jakbym się wstydziła? Jakbym się obawiała? Napisała o hejcie, jaki się na nią wylał za krytykę wobec twórcy WOŚP.

Patriarchat to takie miejsce, w którym znane wszystkim stwierdzenie Alexisa de Tocqueville „Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka” nie jest respektowane. Patriarchat to taka republika dziadersów. Ja trzymam się definicji, że dziaders to ktoś, kto nie kuma, że ani trochę nie chodzi o to, że ma on swoje poglądy, wcale nie o to, że je wyraża. Chodzi o to, że dziaders nie kuma, gdzie został, nawet nie tylko ze swoimi (dziaderskimi) poglądami, co ze sposobem ich wyrażaniem. Bezmyślnym chlap-pierdolnięciem. Bo co on się będzie zastanawiać?! Obrona w stylu: mam prawo mieć własne zdanie jest sctricte dziaderska :) No, masz. Miej sobie zdanie, jakie chcesz. Można mieć inne zdanie. Można je wyrażać. Można wyrażać opinie o tym zdaniu swoim zdaniem. Można oberwać. W społeczeństwie zachodzą różne zjawiska.

Faceci mojej muzycznej młodości mówią o wolności.

O tym, że trzeba mieć ją w sobie.

O tym, że dobro nie zwyciężyło.

Pointą jest utwór Moskwy Nigdy!

Powiem „tak” i będę taki sam
Tak jak wy nie warty nic!
Stare gry łajdaków wciągną was!
Układy sił wykończą wszystkich z was!

Nowe hasła zawładną wami
Za taką cenę będziecie kukłami
Mówicie tak, bo to jest rozkaz!
Gdzie wasze ja? Tak ginie Polska!

Nigdy! - Nie powiem tak jak wy!
Nigdy! - Nie sprzedam się jak wy!
Nigdy! - Nie będę kukłą!
Nigdy! - Nie zawładną mną nowe hasła!
Nigdy!

Tu rok 1986
Tu rok 2019

 

A tu mam taki cytat, nie wiem czyj i skąd. Może znajdzie się autor/autorka i źródło. Niestety w mich notatkach były przy nim linki, z którymi nie ma nic wspólnego, na pewno pojawił się przy okazji dyskusji na temat protestów, aborcji, wyroku TK. Jest tak dobrze poskładany, że wrzucam. (Dopisek: zagadka rozwiązana! informacja na końcu tekstu)

W dojrzałym, demokratycznym, inkluzywnym społeczeństwie rozwiązaniem jest zaakceptowanie różnic i przyjęcie założenia, że każdy ma prawo do życia w zgodzie z własnymi wartościami. Gwarancją równowagi jest świeckie, niezideologizowane państwo i system prawny broniący praw mniejszości. Jeżeli ani takiej akceptacji, ani zabezpieczeń praw mniejszości nie ma, dyskusja społeczna zawsze obiera przewidywalny kierunek - ci, którzy są silniejsi, mają zasoby, władzę, środki przekazu, propagandy i nacisku, będą dążyć do narzucenia drugiej stronie swoich wartości i swoich definicji pojęć. I w Polsce właśnie tak się stało. Przy czym, co jest w obecnej sytuacji najistotniejsze, bardzo szybko okazało się, że te deklarowane wartości są ułudą, ich narzucenie miało jedynie charakter rytualny, a prawo mające je urealnić jest jednie artefaktem.  (...) 

Jeżeli ludzie mają poczucie, że narzucone im prawo jest niesprawiedliwe, powszechnie łamane, również (a nawet szczególnie) przez tych, którzy z usprawiedliwiającymi to prawo wartościami teoretycznie powinni się identyfikować, zaczynają otwarcie się buntować - nie tylko przeciw prawu, ale też przeciw narzucanym wartościom. Ten bunt jest naturalnym mechanizmem psychologicznym i będzie tym silniejszy, im bardziej opresyjne i agresywne będą próby narzucania wartości. Narastający bunt będzie akcelerował formy jego wyrażania - począwszy od, jak napisałaś, "happeningów, które przewrotnie drwią z realnych ludzkich tragedii", przez działania i wypowiedzi świadomie obrazoburcze czy bluźniercze, aż po akty wandalizmu i fizycznej agresji. Jesteśmy na tej drodze i przynajmniej jedna strona konfliktu ma tego pełną świadomość. Jednym z haseł często wybrzmiewających podczas protestów był okrzyk "Trzeba było nas nie wkurwiać".


Pasuje do tekstu Moskwy.  Znów ginie Polska. Znów pęcznieją hasła walki o wolność. Tylko dobrej muzyki brakuje. Może się jeszcze pojawi. Albo będziemy śpiewać po staremu. 

I to wszystko mi zrobił film dokumentalny "Jarocin, po co wolność". W żadnym razie nie jest to jego recenzja.  Ot, garść wspomnień, szczypta czasów dzisiejszych. Między marzeniami,  a klatką. A mogłam tylko sentymentalnie powspominać młodość. Gender jej mać. Patriarchalny tata.

Na Dzień Kobiet mogłam o kwiatach, goździkach, o w rączki całowaniu. Ups, nie wyszło. Na tym blogu Dzień Kobiet jest często. Taki prawdziwy. Z serca, z brzucha. Z piekła rodem.  


 


Autorką cytowanych słów jest moja przyjaciółka (z autystycznej branży i światopoglądowej też) --  Agnieszka Kuligowska-Jaworek. Pochodzą z komentarza w dyskusji pod wpisem Pauliny Młynarskiej, który udostępniłam u siebie na profilu. Często się powołuję na słowa Agnieszki, bo ona to po prostu tak umie napisać, tak argumentować, że szpilki nie wciśniesz: świadomość, język, wiedza, erudycja. Zawsze jestem pod wrażeniem. Od dawna namawiam ją do pisania, do napisania czegoś większego. 





Komentarze

Popularne posty