Odwaga bycia nielubianym





Każda z książek branych przez nas do ręki ma swoją historię. Nie opisuję, jak dotąd tych niedoczytanych, odłożonych na później – na właściwą chwilę, porzuconych z niesmakiem. Tę udało mi się doczytać w styczniu, po kilkuletniej przerwie, ale jak widać napisanie o tym trochę zajęło :)

Napisanie właśnie o kontakcie z tą książką, nie tyle o niej samej, bo to mniej ciekawe akurat w tym przypadku. 

Czuję, jakbym miała wobec tej publikacji jakieś szczególne zobowiązanie i nie odnajdę spokoju, jak o niej nie napiszę. Robiłam kilka dni temu przegląd planowanych, czyli zawieszonych w próżni wpisów, zobaczyłam tę zaległość, i pomyślałam: „zamknijmy to!”. Polecali mi ją, bardzo polecali ważni dla mnie ludzie. Czytający, zaufani w czytaniu. Dobierający lektury, tak, że się od nich uczę. Dawno temu polecali, dyskutowali, jakie to jest wartościowe. Wydaje mi się, że nim zaczęłam czytać, oni już o tej lekturze zapomnieli. Znaleźli sto lepszych rzeczy, oscylujących między psychologią a filozofią. Pierwszy raz sięgnęłam po tę pozycję ze 2-3 lata temu. Porzuciłam w trakcie, ćwiartkę zaliczywszy mniej więcej. Za drugim razem dobrnęłam do końca. W sumie nie wiem po co – wyglądało to tak właśnie, jakbym realizowała obowiązek... ;)

Po przeczytaniu "Filozofii głupoty", co długo nie trwało i nie było przykre, ale też dalekie od euforii, wyskoczyła mi od razu z pamięci – „dobra, to teraz może skończę”. Wygrzebałam z półki. Dokończyłam bez bólu, ale i bez przekonania, że czytam coś mądrego. Mądrość ta musiałaby się kryć pod anachroniczną formą, i to jeszcze dyskryminującą ;) Nie wydłubałam… Może jej tam po prostu nie ma.

Ale do brzegu, bo jestem niczym autorzy, paplający marudnie przez ponad dwieście dwadzieścia stron, by całe sedno streścić w kilku fragmentach ostatniego rozdziału, zwanego „Wieczorem piątym.” Pomysł kompozycyjny jest taki, że mistrz i uczeń spotykają się przez kilka wieczorów i rozmawiają. Mistrz oczywiście wie lepiej, a uczeń, nawet jak trochę wierzga, walczy o intelektualną niepodległość, to Mistrzowi nie podskoczy. Zaraz mu mistrz jego bombkę rozbroi. Wiadomo. Czujecie? Strasznie oldskulowy pomysł, taki wręcz starożytny, no nie? Zraziła mnie od razu tym, że okazała się być w formie dialogiem między mistrzem a uczniem. Próbowałam się nie dać stereotypowi, że to sztampa (przez tę wspomnianą ćwiartkę), ale to naprawdę było nudne, przewidywalne. Gadają dwaj faceci. Nie, żebym miała z góry krytykować jednopłciowe spotkania, ale moja wyobraźnia nijak nie mogła zobaczyć takiej rozmowy w składzie mistrzyni i uczennica. Jak ta uczennica dostaje manto. Wydało mi się to kompletnie niewiarygodne, może dlatego, że nieznane? Już raczej widziałabym, jak gadają sobie dwie babki, bez hierarchizowania. Takie książki są, choć na pewno nie pochodzą sprzed stuleci.

Jestem pewna, że cała męka i dyskomfort, związane z tą lekturą, wleczoną długo w czasie, najmocniej wiązały się z tytułem. Kuszące! Odważyć się być nielubianym. A właściwie nielubianą. Bardzo chciałam, chyba nadal chcę mieć odwagę bycia nielubianą. Chciałam o tym pofilozofować. A tu zonk. Rozczarowanie. Książka ma podtytuł „Japoński fenomen, który pokazuje, jak być wolnym i odmienić własne życie”. Na okładce napisano, że to międzynarodowy bestseller – trzy miliony sprzedanych egzemplarzy. Jakim cudem? Nie wiem. Ale zwróćmy uwagę, że „japoński”. Oryginał ukazał się w 2013 roku.

Tak się rozględziłam o swoim rozczarowaniu, że wciąż nie napisałam o najważniejszym – panowie nie rozmawiają ogólnie o filozofii, psychologii i życiu, tylko kręcą się wokół jednego tematu: psychologii indywidualnej Alfreda Adlera.

Przeczytajcie sobie tu, na Wikipedii.  Może ktoś zapragnie poszerzyć wiedzę, może nawet sięgnąwszy po niepolecaną, nudziarską lekturę, kupioną przez miliony. 

Ja zrozumiałam tyle, że trzeba być użytecznym społecznie, ale podchodzić do tego w taki sposób, by po pierwsze sprawiać swą użytecznością radość samemu sobie. Wtedy zgarniamy całą pulę! Mamy zarówno indywidualne szczęście, którego pragnie przecież każdy człowiek, i czynimy dobro. Dajemy coś światu, któremu trzeba dawać, dawać, ubogacać go, upiększać, poprawiać, czego nas uczono przez pokolenia. A nie kisić w sobie egoistycznie. Na zmarnowanie. Nie czekać aż inni zrobią coś dla nas, tylko wspierać innych. Adler mówi też o dużym znaczeniu indywidualnego wspierania rozwoju dzieci: dawaniu im przestrzeni na własne decyzje, docenianiu.

Alfred Adler, austriacki pedagog, psycholog i psychiatra żył w latach 1870-1937.
Nie doczekał więc drugiej wojny światowej...

Bestseller, na który się połaszczyłam, oceniając po tytule nie spełnił moich oczekiwać. Może to mnie tak gryzie? Nie znalazłszy związku tytułu z treścią, nie odmieniłam swego życia. Kilka zgrabnych cytatów, które są mi bliskie i podobałyby się ludziom na pewno mogłabym wyciągnąć. Odwaga bycia nielubianą kojarzy mi się z wywalaniem kawy na ławę, skłonnością do braku dyplomacji, do czego mam naturalną tendencję, hamowaną skutecznie przez zakazy i nakazy, tak z dzieciństwa, jak i z późniejszych epok w moim życiu. Ostatnio ta odwaga przejawia się w pisaniu pism do biur i instytucji, by pokazać im, co robią źle, a powinni zrobić dobrze. Nie czyni mnie to szczęśliwą. Jedynie zmęczoną i zajętą. W poczuciu, że przynajmniej coś robię, by uniknąć zagłady. Dobrostan osiągam, gdy rzucam pisma w pi..u i idę na wiosenny spacer. Póki co czuję się skazana na niechcianą użyteczność. Bycie woluntariuszką-asystentką 
świata, z którym ewidentnie jest coś jest nie tak, ale jemu z tym dobrze. A ja jestem bardzo malutka i chciałabym poczuć troszkę szczęścia czasem, takiego głupiutkiego, tylko dla mnie. 

Jaki z morał z tego wpisu? 
Warto sięgać po różne książki, by doświadczać różnych rzeczy. Wolno to każdemu.
Dyplomacja sracja. 


Odwaga bycia nielubianym. Japoński fenomen, który pokazuje, jak być wolnym i odmienić własne życie, Ichiro Kishimi, Fumitake Koga; Galaktyka 2017; tłumaczenie: Piotr Cieślak

Komentarze

Popularne posty