Urodzinowa Simone de Beauvoir





Kawiarnio-księgarnia na Muranowie kolejne przypadkowe miejsce rytualnego czekania.
I ta książka na mnie patrzy. Tyle innych: kuszących, interesujących, dobrze się kojarzących, planowanych. Ale ta patrzy najbezczelniej i nie odpuszcza. Dziejowa transcendencja? Niepublikowana dotąd powieść Simone de Beauvoir ze wstępem Margaret Atwood. Na urodziny. Przeczytałam ją wczoraj. Taki był zamysł.

Pakiet wrażeń między dwiema okładkami.
Najpierw więc kilka stron od mamy Margaret (szukajcie na blogu, czemu ją tak nazywam, o ile was to ciekawi) – błyskotliwie i czule. Dla Atwood, Simone była gigantką – będąc sobą w jej czasach.
„Jak surowe wychowanie zostało narzucone młodej Simone. Jak zniewolona się czuła: w nadzorowanym ciele, falbaniastych sukniach i sztywno określonych zachowaniach społecznych.
Gdy inni decydowali, co dla niej dobre.
O tym, jest ta powieść.

Napisana późno, pięć lat po „Drugiej płci”, nie doczekała się wydania. Bo taka błaha, Sartre nie widział w niej potencjału. Beauvoir napisała w pamiętnikach, że powieść nie ma wewnętrznej siły. Dotyczy przyjaźni dwóch dziewczynek, dziewczyn, młodych kobiet. Jasne jest, że Simone nawiązuje do swojej relacji z Zazą, czyli Elizabeth Lacoin, rówieśniczką, przyjaciółką. Prawdopodobnie najważniejszą osobą w jej życiu. Chodziły razem do szkoły, spędzały wspólnie wakacje. Pisały do siebie listy. Zaza zmarła, mając 23 lata (1907-1929).
Na wirusowe zapalenie mózgu. Ale...

„Simone de Beauvoir odpowiedziałaby: Zaza umarła z powodu swojej wyjątkowości. Została zamordowana, jej śmierć była „zbrodnią spirytualistyczną.”
Zaza umarła, bo usiłowała być sobą, ale wbito jej do głowy, że to dążenie jest czymś złym.”

To cytat ze wstępu, napisanego przez Sylvie Le Bon de Beauvoir, przybraną córkę Simone. Sylvie opowiada historię relacji Simone i Zazy, nie szczędząc własnych ocen. Przebrnęłam przez te zdecydowanie zbyt długie rozważania. I, wreszcie dostałam w prezencie dwa rozdziały świeżej, olśniewającej prozy pióra Simone de Beauvoir. Na końcu były jeszcze wspólne zdjęcia przyjaciółek, zdjęcia i tłumaczenia fragmentów ich listów. Prawdziwy miód na smutek po przeczytaniu powieści. Egzystencjalny deser można rzecz. Subtelny. Niesłodki.

Powieściowa Sylvie, alter ego Simone i Andrée, alter ego Zazy poznają się jako 9-latki. Dwie dziewczynki z dobrych domów, wychowane w duchu katolickich wartości, w duchu wartości, jakie przypisywano kobietom (zwłaszcza tym z dobrych domów). Nierozłączne są aż do śmierci Andrée.Tej, która była bardziej pewna siebie, bardziej świadoma tego, że się wyróżnia, odważniejsza w szukaniu życiowych wrażeń, emocji. Nie odmawiająca ich sobie.
Tej wrażliwszej, unikatowej, niezwykłej.
Tej bardziej złamanej. Stłamszonej. Przez konwenanse, oczekiwania, zasady, z którymi się nie dyskutuje, przez to, że w ogóle się nie dyskutuje, tylko robi to, co należy.

Powieść „Nierozłączne” mogłaby się nazywać „Osaczona”. Andrée nie dawano chwili wytchnienia. Jako jednej z córek w wielodzietnej rodzinie, rodzinie zamożnej i znaczącej, która miała swoje obowiązki, także wizerunkowe, nie byle jakiej. Simon miała zdecydowanie więcej luzu. Andrée rozpaczliwie go potrzebowała. Potrzebowała samotności, własnej przestrzeni, doświadczania tego, czego sama chce doświadczać, możliwości decydowania o sobie. Chciała wierzyć, że może jednak istnieje jakieś drugie życie. Bo, w tym, im była starsza, im bardziej dorastała, dojrzewała, tym częściej chciała umrzeć.
Nikt nie zauważył, co się z nią działo, co czuła, co ukrywała, z jakiego powodu naprawdę umarła…
Tylko Sylvie/Simone. Nosiła pamięć o przyjaciółce całe życie. A mimo to uznała, że powieść o tej przyjaźni nie spodoba się czytelnikom.

W języku, stylu, atmosferze „Nierozłącznych” jest subtelność i niepokój „Pikniku nad Wiszącą Skałą” (powieści Joan Lindsay i filmu Petera Weira), filmu „Mustang” Deniz Gamze Ergüven czy „EE” Olgi Tokarczuk.

Wczoraj, w dzień urodzin, P. był dla mnie bardzo dobry. Nic nie chciał. Odpoczywał po intensywnym tygodniu, słuchał muzyki. Mogłam czytać, robić nic i mieć spokój.

Nierozłączne, Simone de Beauvoir; wprowadzenie: Margaret Atwood, wstęp: Sylvie Le Bon de Beauvoir, Marginesy, Warszawa 2022; tłumaczenie z francuskiego: Regina Gromacka

Miejsce mojego oczekiwania i książkowych interakcji mieści się tu.

Komentarze

Popularne posty