Dom ciało

 


Kontakt z tą książką nazwałabym inspirującym spotkaniem.
Nie o samą książkę chodzi.

Gdy ją kupiłam, napisałam tak:
Przyspieszasz kroku, by odebrać syna, wracającego z wycieczki i dopada cię poezja... W sklepie z tanimi książkami. To nawet nie jest księgarnia. Tylko sklep z tanimi różnościami na papierze. Na starej Pradze. I tak oto kończy się kolejna "mała wolność". Poetycko zamyka się kieszonka z czasem dla siebie. Happy end. Było dobrze. Czytasz tę poezję teraz, w autobusie, w metrze, obok człowieka, który całym sobą przeżywa swój wyjazd i jednocześnie domaga się kolacji. I ona jest taka, jak te twoje pospieszne szkice w plikach, zeszytach, kalendarzu, zapisane na kartkach, które były pod ręką. Szybko, szybko. Bo trzeba lecieć, coś robić. Później, później do nich zajrzysz. Do zapisków z prozy życia. Dzieł małych niezebranych.

Poezja codzienności. Chyba wszyscy to lubimy. Choć troszkę. Bo to są fejsbuki, a zwłaszcza instagramy, by łapać te chwilki, malować je ładnie, nadawać im znaczenie. Pstryk, pstryk. Post, pasta, zdjęcie. Fajne miałam przeżycie. Patrzcie. Zobaczcie. Dzielę się. Zobaczcie mnie!

Całość przeczytałam w pociągu. Są wakacje. Jeżdżę. Czytam w pociągach. Zajęło mi to godzinę. Zaledwie fragment podróży. Czytałam niespiesznie, przewracałam kartki i myślałam o różnych rzeczach.

O tym na przykład, że Rupi Kaur znalazła świetny patent na twórczość. Na pisanie, które łatwo i ładnie się czyta. Krótkie teksty, przypominające wiersze – przynajmniej wizualnie plus rysunki. Oszczędne, całkiem interesujące sama je robi. Z tekstu przypominającego wiersz i prostego rysunku można ładnie skomponować stronę. Brawo Rupi! Sprawdziłam sobie, że jesteś bardzo sławna. Przypomniałam sobie, przy okazji, że polecano mi twoje książki. Koleżanki polecały. Nie skorzystałam wtedy, teraz już wiem. Może kiedyś zajrzę do jednej z dwóch poprzednich, może i obu. Czytając, przewracając strony, można spokojnie pooddychać, tak zdrowo, oczyszczająco. Kilka razy jakieś zdanie czy dwa zatrzymały mnie na dłużej. Zamykałam oczy, czułam. Medytacja. 



(Rupi pisze „masturbation is meditation”, a tłumaczka tłumaczy „masturbacja to medytacja”, ja słyszę z drobną różnicą „masturbacja jest medytacją”).

Myślałam o tym, że Rupi Kaur jest bardzo młoda. W tym roku skończy trzydzieści lat. A napisała już trzy sławne książki. Wow! Jej słowa – jak wspomniałam – trafiały i do mnie, dojrzałej kobiety. Może kobiece doświadczenia – bo o nich przede wszystkim pisze Rupi – są ponad takimi sprawami, jak wiek. Nie wiem, nie wiem. Czasem trafiały, bo przypominały mi moje przeżycia, gdy byłam młoda. To jest OK. I jako bonus znalazłam słowo "peseloza". 

Pisze o miłości, o kochaniu się. O wyzwoleniu, niezależności. O pracy,  perfekcjonizmie, produktywności. Tym też trafiła do dojrzałej kobiety, która była młoda, gdy jej kraj przechodził transformację, której tożsamość, gdy była w wieku Rupi budowała niespodziewanie szybka kariera. Przynajmniej przez pewien czas.

Urodzona w Pendżabie, wychowana w Kanadzie – z pewnością to też jest wartość dodana do twórczości. W tomie „Dom Ciało” odwołuje się do doświadczeń kolorowych kobiet, i nie tylko kobiet, i nie tylko mężczyzn. Osób.

„Dom ciało” – skusił mnie tytuł. Bardzo mój. Jakby Rupi mi go podkradła, jak niedawno Rebecca.

Książka, co jest naprawdę wspaniałym pomysłem jest polsko-angielska. Najpierw tłumaczenie, na kolejnej stronie – wersja oryginalna. Nie za dobrze poruszam w angielskim, ale nie aż tak źle, by nie chcieć, przynajmniej czasami, przestawić słów, przetłumaczyć na nowo niektórych wersów. By po polsku brzmiały bardziej poetycko. Jest na stronach tej książki dużo wolnego miejsca :) Może w jakiejś chwili, gdy nie będę w stanie zająć się czymkolwiek innym, wezmę ołówek i stworzę własną wersję „Dom ciało/Home body”.

Przy okazji spotkania przypomniałam sobie o moim zamiłowaniu do journalingu, przynajmniej teoretycznym i hipotetycznym, choć nie do końca. Przypomniałam sobie o publikacji, którą prowadziłam i którą bardzo lubię, zwykle mam ją gdzieś pod ręką. Często mi się przydaje. 

Przypomniałam sobie też o „Wycinkach w termosie” fajnie wymyślonych przez Małgorzatę Konieczną. Też taki specyficzny patent na twórczość. Można nawet na tym zarabiać, co jest OK i ja generalnie lubię takie patenty.

Podsumowując, przypomnę: spotykajcie się z książkami. Na swój własny sposób.

Nie trzeba ich czytać do końca, gdy nie idzie. Niekoniecznie tylko jedną naraz (w pociągu wzięłam się za kolejną lekturę). Nie trzeba tworzyć recenzji, nawet, gdyby była niepisemna, przekazana w kilku słowach znajomym.
Można się spotkać. Na własnych warunkach. Nikt nie broni, nie sprawdza. Twoja sprawa. 


Dom ciało/Home body, Rupi Kaur; Otwarte, Kraków 2020; tłumaczenie: Anna Gralak 

Komentarze

  1. Kupię na pewno, także coś dla mnie. Matki rozbieganej, kobiety starszej, chcącej czegoś więcej od życia - ❤️ a jednocześnie w nieokreślonym bliżej wieku

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty