Synu, jesteś kotem

 


Nowa, promowana.
„To jest książka o relacji matki z synem, który, tak się zdarzyło, jest w spektrum autyzmu. Jak akceptować swoje dziecko, kiedy się go zupełnie nie rozumie” – czytam w promocyjnej notce.
Chciałam przeczytać, ale niekoniecznie już teraz, zaraz.
Tak trafiłam, że pożyczyłam na dwa dni.
Odłożyłam po 86 stronie… Mogę oddać przed czasem.

Niekoniecznie chciałam czytać od razu, tuż po premierze, bo mam teraz mętlik w głowie, chaos w życiu (jeszcze większy niż zwykle!!!), a jakoś uwierzyłam, że będzie to rzecz do spokojnego czytania. Urzekł mnie tytuł, przyznaję, okładka. Nie bez znaczenia był fakt, kto rzecz wydał.
I…
Nie.

Sucha relacja. Jakbym czytała sprawozdanie z życia. A ostatnio czytam dużo pism urzędowych. Zapisałam do szkoły. Pojechał na obóz. Chłopczyk. Grzeczny. Każdy rodzic kocha swoje dziecko.
Język aż zaskakuje tym, że jest zbiorem najbardziej banalnych, najbardziej potocznych metafor, porównań typu „iść jak taran”. Aż trudno uwierzyć, że w ogóle tak można...
Żadnej przyjemności czytania. Nic nie intryguje. Ktoś układa swoje klocki, ale nie czuć w tym żadnej przestrzeni, wiatru, głębi, które w prozie buduje właśnie język. Może być to oczywiście język bardzo prosty, surowy czy potoczny. Ale nie tym razem.
Chciałam struktury, dostałam konstrukcję z luźno poukładanych klocków. Na stronie 86 ze 130 uznałam, że nie ma znaczenia czy dobrnę czy nie, bo nie wiem po co brnę. Wyczerpała się nadzieja, że może zaraz coś się zmieni, zaskoczy.

Pierwszy raz piszę o książce, której nie doczytałam. Sporo takich leży na terenie domostwa. Czasem książkę odkłada się na później, aby (może) wrócić w dogodniejszej chwili. Czasem po prostu czyta bardzo powoli, sięgając w momentach, gdy człowiekowi się zechce. Ale tę muszę oddać.

Nie tylko językowe klocki mnie raziły. Dylematy narratorki, ustawiane kolejno jeden po drugim, na przykład jej pytania, czy jest dobrą matką, wzmianki o tym, że zawiodła się na znajomych układały mi się w zbiór najbardziej „popularnych” problemów rodziców dziecka z orzeczeniem. Jakby podrzucić do AI 500 artykułów i wylosować. I tu znów przeskok z treści do formy – nie w tym problem, doświadczenia nas łączą – ważne jak się o tym mówi.

Może komuś ten styl odpowiada? Poniżej dwa cytaty, choć mam opory, bo wydaje mi się, że cytowanie jest jak pastwienie się nad tą książką. Ale może ktoś odbierze to inaczej?

Owszem, ogromnie się przejmowałam, ale wtedy nie widziałam w tym ciebie. Widziałam przede wszystkim siebie: upadek swojej wizji tego, kim jest moje dziecko i jaki jest jego stan zdrowia. Jak pomyślę o tej egoistycznej lasce, którą byłam i której się wydawało, że jest taką wspaniałą, mądrą matką, to wzbiera we mnie wściekłość.

Cóż z tego, że moja historia jest tragiczna, że nie dano mi wystarczająco – czyli tyle, ile potrzebowałam, to znaczy bardzo dużo – uwagi w dzieciństwie. Czy tylko mnie jednej? Jednak jest różnica: a mianowicie taka, że jestem mamą i to jest moje życie. A moje życie wpływa na twoje życie. Jesteśmy splątani, połączeni. Jestem twoją matką.

Co książka „Synu, jesteś kotem” mówi czytelnikowi o spektrum i relacji neurotypowy rodzic – dziecko z diagnozą? Właściwie nie wiem. Ale tu mogę nie być obiektywna. Może ktoś z zewnątrz poczuje, że się czegoś dowiedział. Może właśnie dzięki temu, że „klocki” proste, ustawiane niewymyślnie. Może.

Właściwie to jestem bardzo ciekawa opinii, zwłaszcza tych spoza naszych kręgów.

W kręgach z jednym takim kolegą długoletnim, również A-ojcem, z którym o książkach rozmawiamy często, zgodnie uznaliśmy, że ta książka to jednak nieeee. My chyba za dużo wymagamy. Nam się już nudzi czytanie o autyzmie, czytanie wszystkiego, co wyszło już nie dla nas, bo się i naczytaliśmy i nażyliśmy w blaskach i cieniach spektrum. Chcemy więcej. Czegoś oryginalnego. 

Zacytuję kolegę, to człowiek spokojniejszy ode mnie, ja powstrzymuję się, by nie sypnąć najbardziej niepozytywnymi naj przymiotnikami. Bo jednak autorka jest A-mamą, na pewno swoje przeszła. Nawet, jak o książce piszę, nie o jej przeżyciach, to jakoś nie chcę tych swoich emocji wylewać.
S. mówi:
„Właśnie skończyłem inną książkę. I tam jest tak w sumie dość banalnie cały czas, ale na końcu jedna scena powoduje wielkie WOW. I teraz pomyślałem, że jak układasz puzzle, to w sumie każdy kawałek jest nic nie wartym detalem, ale po ułożeniu całości możesz poczuć to WOW. Tego temu Kotu brakuje.”
Brakuje.

Po stronie 86 – przeglądałam, kartkowałam.
Aaaaa, kotki dwa, zapomniałabym o najważniejszym – tam są też słowa syna. Wplecione w rozdziały pisane przez narratorkę. Na stronach 131-152 mówi tylko syn (Świat według Radka), to najciekawsze, relacja Innego. To wprowadza strumień, który połączony z relacją matki (jak ktoś da radę z tym językiem…) może poszerzyć horyzont, dostrzec sedno – specyficzną relację. Gdy matka i syn są z innego plemienia.


Synu, jesteś kotem, Katarzyna Michalczak; Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2023



Mocna, dobrze napisana, porządnie skonstruowana (o)powieść 
o relacji matki z autystycznym synem – oczywiście moim zdaniem –  jest tutaj.


Jak do wyszukiwarki na blogu wpiszecie słowo „cyranka” wyświetli się kilka wartych polecenia książek.




Komentarze

Popularne posty