(Mój) Czerwony młoteczek






„Czytam siebie” – zanotowałam, jak czytałam. Ponad rok temu.

Ta książka jest jak książeczka wydzieranka i taka ma być. Czuję, że świat się rozpada, więc nie mogłabym napisać w takim świecie innej książki – jezu, co za patos.

To Kotas, to nie ja.

To jest książka o osobach oraz o ich ciałach. Piszę to dla ułatwienia. To zdanie oraz tę książkę.PS/FAQ: to nie jest książka o autorce książki. Nie jest to też świadectwo ani pamiętnik, ani nawet literatura rozliczeniowa lub konfesyjna.
Lęk, zmęczenie, cierpienie, nielubienie ludzi i trudne z nimi wytrzymywanie, matka, polska (konsekwentnie małą literą pisana), zmęczenie (znów), zamrożenie, wstyd, smutek. Dużo o wstydzie i smutku. Jest o terapiach i terapeutkach – w poszukiwaniu. Pisali, że ta książka jest jak strumień świadomości.


Po pochwałach dla „Cukrów”, tym razem opinie były mieszane, dużo niedobrych. Zdenerwowała autorka ludzi, pisząc luźnym trybem o konfliktach ze światem, bólach osobistych i trudach pisania, i … -- patrz wyżej wyliczanka tematów. Ludzie zaraz jej doradzili, że jak nie umiesz, to nie pisz, przestań jęczeć i narzekać, oj, jaka biedna, nikt jej nie rozumie, i takie tam. Zdaje się, że nawet jakaś szczepa medialna była, zaczęło się chyba  od tego tekstu (który wcale nie jest potępiający). Zdziwiłam się tymi reakcjami. Próbowałam ratować, ale nie chcieli mej pozytywnej riposty, bo już za dużo było wokół tej Kotas. 

Na profilu zapisałam:
„Pewnie dziś już nie dokończę, trochę zostanie na jutro. Nie wiem kiedy znajdę czas na blogowy wpis, choć tak bardzo chciałabym się podzielić tym wszystkim, co znalazłam w tej prozie. Wiem, że pisanie Doroty Kotas ratuje mnie dzisiaj.
Czytam siebie...
Jestem starsza, mam inne życie, z wyglądu niepodobna, z zawodu głównie matka, bez autyzmu.
Czytam siebie...
Z najgłębszym pokładów czucia.
Czytam siebie.
Gdy czytam mało, nie piszę (bloga) i właśnie kolejny raz zmieniam swoje życie.
Bardzo polecam.
Kocham ten tekst na wieki amen. Czuję się niesamowicie. Już nie tak źle jak rano, popołudniu, a zwłaszcza wczoraj wieczorem.”

Zajrzałam znowu, odświeżyłam sobie pamiętać i dalej: czytam siebie… czytam siebie… Choć kompletnie jestem do niej z niczego nie niepodobna, i pewnie jakbym Dorotę Kotas spotkała, to wiedziałabym, co jej powiedzieć, i nie wiem po co miałabym jej w ogółem zawracać głowę mówieniem do niej czegokolwiek.

Cudny jest w „Czerwonym młoteczku” fragment o spotkaniach autorskich, ale go nie wrzucę, żeby połowy książki tu nie cytować. Dużo mam znajomych piszących, bywałam na spotkaniach autorskich, prowadziłam kilka, wiem, że ludzie potrafią zaskoczyć –mówią o zachwytach, a o treści jakby nie czytali…

Nie chcę przedłużać tego pisania. Krótko trzeba, kończyć trzeba. Półtora roku nie wrzucałam nic o książkach (i w ogóle prawie nic). Teraz poczułam, że choć kilka lektur chciałabym uratować, przypomnieć o nich. To jednak ważne dla mnie. Jestem bardzo słaba w pisaniu… Mam dużo kłopotów i obowiązków, które podobno są najważniejsze, ważniejsze od pisania. Moje autorskie plany i postanowienia często zmieniają się w dym i znikają. Więc czuję się bardzo niepewnie w tym powrocie. Bardzo to delikatne. Pisać się chce, myśli ścigają się w głowie, biegają w całym ciele, ale jak je zebrać, jaką metodą, gdy głównie opieka, obowiązki i spanie. To taki szczelny układ. A ja szukam dziury w całym.

Świetnie zdaję sobie sprawę także z tego, że zajmuję właśnie miejsce, co do którego wydaje wam się, że jest ono wasze własne i że to miejsce powinna wypełniać pożyteczność, tani i przeżuty sens oraz mnóstwo pożywnych białek.
Ja jestem pożyteczna. Jestem czystą pożytecznością. Jest człowiek, któremu daję świat, a on bierze. Nie pyta, bierze i domaga się więcej. Jestem częścią układu, który ktoś dla mnie, dla nas za mnie, za nas wymyślił. Wielu ludzi zwalniam z roboty swoją pożytecznością. Ale przynajmniej nie w milczeniu i zgodzie. Pisanie to wymykanie się. Coraz bardziej zacieśnia się ten układ, a powinien rozluźniać, także dla dobra tego człowieka, który bierze moją pożyteczność. Ciasno, więc pisania mniej niż kiedyś.

Chcę wam trochę dać tej prozy, pokazać jaka jest dobra. Mam ją w e-booku, więc łatwiej się podzielić. Prawie wszystko teraz w tych e-bookach mam, i dlatego wciąż czytam. Mniej, ale statystycznego Polaka przerastam wielokrotnie. Wybrałam poniższe cytaty, zobaczcie. Można widzieć w tej prozie cierpienie osoby w spektrum, wrzuconej w „normalny” świat, zwłaszcza się jak się coś o tym wie. Można widzieć spowiedź osoby wyobcowanej, wykluczonej, innej. Można jeszcze szerzej spojrzeć, co polecam – przecież to o nas. Gdy oceniamy i wiemy najlepiej, co dobre dla kogoś, kto nie jest nami. Ludziom się nie spodobał „Czerwony młoteczek”. Mnie tak. 

 

Spójrzcie uważnie na tych kilka kawałków.

Ludzie są prości, przepraszam, ale są prości, i po co to im komplikować, bo oni nie chcą, żeby było skomplikowane, i chcą tylko wiedzieć, a ja tylko pytam: różowy czy niebieski? Bo jakby pani nie wiedziała, to są właśnie fundamentalne pytania ludzkości. Nie o sens, o to, czym jest miłość albo jak pięknie żyć, o nie, nie, nic z tych rzeczy, ale różowy czy niebieski, więc ja pytam dla nich i dla urzędów.

Chcemy zabawy i chcemy pociechy. Skąd je weźmiemy? Ulepimy z ciasta i zlepimy jak pierożki. Potem będziemy zajadać, aż będą się trzęsły rzęsy.

Wychodzę z jej mieszkania {terapeutki} i od razu wysyłam SMS-a: „jeśli chodzi o przyszłość, to nie zdecyduję się kontynuować”. Ona odpowiada: „dziękuję za wiadomość, pozdrawiam”.

Chociaż prawda jest taka, że ja nie wybrzydzam: zadaję się ze wszystkimi ludźmi raczej jednakowo niechętnie. Istnieją jednak osoby, które wbrew mojej najszczerszej niechęci zadają się ze mną.

Bo ja chcę mieć przynajmniej dwa ciała i chcę je nosić na zmianę, a to, które mam, jest już na pewno zdarte, nadaje się tylko do naprawy, ale też nikt na poważnie się tym nie zajmuje, więc ciało trochę mi zwisa, szczególnie z twarzy oraz na klatce piersiowej. Wolałabym odwiesić je do szafy albo oddać do komisu. Może mogłoby na mnie zarabiać, łożyć na moje utrzymanie, bo ja trzymałam ciało prawie trzydzieści lat i realnie nic z tego nie mam. W tym okresie moje ciało nie wyciągnęło żadnych wniosków.

Nie chcę być drużyną. Chcę być zawodniczką z kontuzją przebywającą poza wyznaczonym miejscem i bez odblaskowej koszulki z numerem, bez sportowego obuwia, a najlepiej bez ciała. Chcę przestać być widoczna i żeby zostało przeoczone wszystko, co robię inaczej, niż trzeba, kiedy inaczej nie umiem, nie chcę, nie daję rady.

Przecież wciąż mówię tylko tyle, że nie chcę nic złego. Tylko brokatu, światła i cukru. Oraz nie potrzebuję dla nich kontrastu. Ponieważ wszystko i tak jest za ciężkie. Nic odkrywczego. Po prostu się męczę.

To kraj prowizorycznych namiotów obklejonych banerami, w których można podpisać petycje przeciwko wszystkiemu, ale to i tak na nic, bo wszystkie oznaczają, że będzie gorzej.


Nic mi nie pomaga. Pocieszam się na różne sposoby, ale to nie działa. Może nie znalazłam jeszcze właściwej terapeutki. Jednak po wielu nieudanych próbach postanowiłam, że zostanę nią sama dla siebie. Nie mam już siły męczyć się z opowiadaniem wszystkiego od początku kolejnej nowej osobie, która nic o nas nie wie.

Jestem lękową osobą. Stopień lęków: ekstremalny. Wydaje mi się, że bardziej się nie da. Nie jestem pewna, czy moje problemy są w ogóle rozwiązywalne, ale podejrzewam, że nie są. Być może osoby takie jak ja, z takim zestawem cech, żyjąc w polsce – po prostu mają przejebane i nie da się tego zmienić? (Jedna z terapeutek, której o tym mówię, odpowiada: „No, w sumie tak” – i jest to nasze ostatnie spotkanie, bo żadna z nas nie wie, jak to kontynuować).


Czyż młoteczek nie uderzył celnie? 

Najlepsze jest na końcu. Prośba od autorki. Czytajcie. Prawdopodobnie też tego chcecie. Kotasie, pora na kolejną książkę. Dawaj.

.......................................................................................................................................

Ja jestem po terapii, kolejnej. Dwa lata. Czuję, co dała. Umiem to nazwać. Czuję różnicę. Czuję, co robię inaczej i, że jest mi z tym łatwiej. W tej (nie)mojej ciasnocie, poukładanym, pożytecznym życiu. Nauczyłam się wystawiać sobie wysoką ocenę.
.......................................................................................................................................





Czerwony młoteczek, Dorota Kotas; wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2023





Komentarze

Popularne posty