Sztuki własne

Jest tu o tym, jak ważne są w życiu zdolności i pasje. Można je też wpisać do CV i polubić swoją pracę.

Gdy byłam małą dziewczynką czułam w sobie wielkie pragnienie, by stanąć na scenie i wypełnić świat swoim śpiewem. Być jak Nina Simone, Annie Lennox, Tarja Turunen, Whitney Houston… Pewnie dlatego, że zbyt często kazali mi być cicho, ale herstories to innym razem. Po prostu w tym akurat kierunku nie posiadam zdolności, które warto byłoby aż tak eksponować. Przed dekady ostro trenowałam przy ogniskach i przy okazji podobnych zgromadzeń, niestety – trening mistrzyni ze mnie nie uczynił. Poddałam się, nie jestem przykładem tej, co walczy do (czyjegoś) końca.

Uporczywy samorozwój (oldskulowe – można się śmiać :) doprowadził mnie jednak do wniosku, że – o ile talent muzycznie ominął mnie z daleka, a inne też nie podeszły zbyt blisko – to jednak mam kilka umiejętności, które pozwalają mi tworzyć.

W licem i przez całe studia (to był bury PRL) szyłam sobie ciuchy, które sama projektowałam. Od prostych bluzeczek po kurtki i płaszcze. Dziś wolałabym tych rzeczy nie oglądać, może gdzieś w rodzinnej piwnicy coś jeszcze gnije. Wolę zachować wspomnienie, że nie wyglądałam jak wszyscy. Twórcze przeróbki, aplikacje, „przeprojektowywanie” – lubię to. Może jeszcze kiedyś się za to zabiorę. Efekt pandemii – sprawdzałam, ile kosztują maszyny do szycia. Chyba najlepiej wychodziły mi swetry, dzianiny, tu nie odpuszczam – coś tam się wciąż dzieje. Coś innego leży niepozszywane, może pozszywam jutro… Obiecać sobie? Dobra, obiecuję!


Piszę od zawsze. Jak było trzeba pisałam tekst i robiłam do niego ilustracje. Lata całe przepracowałam w tzw. lifestylu, na przykład w pismach dla nastolatek. Lubię robić zdjęcia, ale teraz to łatwizna. Przynajmniej na moim poziomie chwytania kadrów, miliony ludzi robią to samo :) Kiedyś to była wiedza tajemna – ciemnie, wywoływanie.

Kilka lat temu wkręciłam się w tworzenie biżuterii. Było z tym podobnie jak z kryminałami. Potrzeba odreagowania, oderwania się od problemów. Twórcy i twórczynie wiedzą, że to bywa jak trans. Dobrych parę lat temu rękodzielnicy dopiero się wykluwali, sprzedawanie swoich dzieł szło mi nieźle. Mimo braku talentów handlowych. Dalej to lubię. Brak mi jednak czasu na łączenie materii i kolorów. Wrzucam trochę zdjęć rzeczy, które zostały w biżuteryjnym kuferku. Są dla ludzi, dla świata, oddaję je np. na aukcje, podejmując przemyślane decyzje. Bo to jednak moja praca, kamienie naturalne, srebro. Lubię kamienie. To jakiś kontakt z ziemią, z naturą. Coś w tym jest. Pewnie niedługo i do nich zajrzę z tymi swoimi pandemicznymi pan-porządkami.


Całkiem niedawno byłam redaktorką pisma dla rękodzielników. Moje umiejętności plastyczno-twórcze miały wpływ na to, że dostałam tę robotę. Dzięki niej poznałam wielu bardzo twórczych ludzi, robiących naprawdę niesamowite rzeczy. Pismo zostało zamknięte, chętnie popracowałabym w podobnym, ale nie istnieją w takiej wersji, jaka by mnie interesowała. Długo by tłumaczyć realia rynku prasowego.

Twórczo gotuję. Ta pasja też przyniosła mi dochody. Pisałam o tym tutaj.

Zawsze byłam dumna z siebie, że potrafię zarobić na życie na różne sposoby. Tak, jak lubię. Może nie zrobiłam wielkiej kariery, nie goniłam za tym, ale w mojej sytuacji – samotnego rodzica dziecka, teraz dorosłej osoby ze znaczną niepełnosprawnością, najwyraźniej dałam radę nie być "tylkomatką".



Wierzę w to, co tu napisałam.:

Żyjmy twórczo! Po swojemu.

Nie traktujmy sztuki jak domeny wybrańców. Literatura, film, muzyka – to obszary do szukania swoich prawd, emocjonalnej bliskości, okazji do dyskusji i polemik, do myślenia i rozwoju. Dzieła dawnych mistrzów mogą być tak samo inspirujące jak wystawa prac osób z zespołem Downa w domu kultury dwie ulice dalej. Trzymajmy się definicji, że sztuki nie tworzy się dla poklasku, by się podobała. Robi się ją dla siebie. Tak często – dla ratowania siebie... Gdy życie tak daje w kość, że każdego dnia chce się wyć, uciec i obudzić w lepszej bajce. Gdy opadają ręce, gdy brakuje sił, słów. Gdy inni przyprawiają „gęby”, z którymi nie mamy nic wspólnego.

Tworzy się, by powiedzieć: jestem.

Można malować, pisać, tańczyć, śpiewać, haftować... Zająć się upcyclingiem, scrapbookingiem drewnoplastyką, kaligrafią... Uprawiać ogród. Fotografować. Grać w teatrze. Albo na djembe.

By nie zwariować. By bronić się przed depresją, izolacją, niezrozumieniem. By szukać emocji, które są jak powietrze i chleb, a codzienność ich nie przynosi. Nabiera to szczególnego znaczenia w naszym środowisku, wśród osób z niepełnosprawnością i ich rodzin. Wśród wykluczonych.


Ciągle aktualne są refleksje, pisane – kilka lat temu – tutaj.

Pasja kulinarna uczyniła ze mnie autorkę publikacji na ten temat, dzięki zamiłowaniom plastycznym zaczęłam robić biżuterię. Było to podyktowane koniecznością szukania kolejnych sposobów zarabiania na życie. Postanowiłam mówić o swoich problemach, nie chować ich. Pisanie bloga „Nasz autyzm” dało niespodziewane korzyści, w tym – propozycje zawodowe, zaczęłam publikować na tematy, związane z autyzmem i niepełnosprawnością. Dobre relacje z ludźmi to skarb nie do przecenienia – znajomi pamiętają o mnie, zapraszają do współpracy, podsyłają informacje o szansach w świecie „normalsów.” Wiem, jak ważny jest język, w którym się mówi, ale i myśli. Wybieram więc „sztukę przetrwania”, a nie walkę o nie.


Teraz stoję przed propozycją, wyzwaniem napisania poradnika o tym, jak sobie radzić...

Nie pierwszy raz pojawia się szansa, propozycja podobnej publikacji. Wcześniej nie miałam na to czasu, głowy, energii. Konfrontowałam się z pytaniem: czy ja na pewno jestem odpowiednią osobą, która ma radzić innym? I, to takim zupełnie normalnym :) Zrobiłam wtedy projekt, przygotowałam trochę tekstu. Wczoraj zajrzałam. Nie wygląda to źle... 

Czy warto? 

Akurat poradnik. Realia rynku wydawniczego znam... Żyć z czegoś trzeba.

Myślę.

Przyjmę dobre rady :) 

Ktoś chciałby przeczytać? 

Co chciałby znaleźć w takim moim poradniku? 

O śpiewaniu nie będzie. Chyba, że zabrzmi śpiew duszy ;)  


Komentarze

Popularne posty