Pytania

 

Książkę Rebeki Solnit chwaliły i cytowały wszystkie znajome z netu i z życia feministki do których mam zaufanie. Więc sięgnęłam. Solnit dołącza do zaszczytnej grupy „Moich małych książeczek”, gdzie jest już Eva Meijer i jej „Granice mojego języka. Esej o depresji” (Linia, Biała Plama) oraz „O tym się nie mówi” Emily Pine (Cyranka). Książki objaśniające mi świat, ale też napisane tak, jakby ja go objaśniła, gdybym tyle wiedziała i umiała tak pisać. Podnoszące na duchu, trafiając do głowy. Choć w przypadku tej opisywanej tutaj bywa polemicznie, co też dobrze mi robi na umysł. Najbardziej bezpośrednio namówiła mnie postem Paulina Młynarska, rówieśniczka z całkiem innym życiem, ale moje wsparcie i odsiecz, gdy szukam słów, zbieram myśli, drapią mnie emocje (nie znamy się osobiście, tylko czytam)

„Matka wszystkich pytań” to zbiór esejów, felietonów, pism. Najnowsza publikacja amerykańskiej aktywistki, eseistki, autorki książki „Mężczyźni objaśniają mi świat” (Karakter), która przyniosła jej popularność. Nie czytałam. Jak wyszła, byłam na innym etapie życia. Tytuł stał się dziś tekstem kulturowym (a może i kultowym), memem.
„Matka” dała mi dużo merytorycznej wiedzy, która na pewno się przyda, gdy będę pisać – a taki mam zamiar – kolejne „lewackie”, refleksyjne teksty, dotyczące naszej kultury, kalek, wzorców, dotyczących ról płciowych. Ze szczególnym uwzględnieniem miejsca dla (postaw) matek i ojców!!! niepełnosprawnych dzieci.

W najdłuższym eseju, nazwanym „Krótka historia milczenia” Solnit wraca do tematu przemocy. Moje minipostity, których sporo nakleiłam na stronach „Matki” znalazły się przy takich zgrabnych zdaniach, jak:

„Milcząc, zgadzamy się na cierpienie bez ratunku, na wzrost i rozwój obłudy i kłamstwa, na na bezkarne przestępstwo. (…) Historia milczenia jest kluczem do historii kobiet”.

„Opowieści są naszym życiem. Każda z nas jest swoją historią – historią, która może być więzieniem, ale także dźwignią, która posłuży do wyważenia krat tego więzienia.”

Rozumne feministki, które bardzo często używają określenia „patriarchat” wiedzą, że szkodzi on także mężczyznom. Solnit, nie oszczędzając tego słowa za rzadko o tym przypomina, co mnie jakoś tknęło. Nie ma pewnie statystycznej symetrii między przemocą mężczyzn wobec kobiet (fizycznej, kulturowej), a przemocą kobiet wobec mężczyzn, ale moim zdaniem pora już przesuwać mentalne granice. Pora szukać nowych słów na opisywanie społecznych zjawisk. Mniej polaryzacji. Życie mi to podpowiada. Tak, jak – powtarzam za autorką – w latach 60. i 70. XX wieku feminizm tworzył nowy język dla opisywania doświadczeń osób dyskryminowanych, wykluczanych, molestowanych w różnych sferach życia (przede wszystkim kobiet, osób homoseksualnych).

Obserwacje, ale i lektury: książki, artykuły, wypowiedzi myślących ludzi podsuwają intuicje, że mamy czas mentalnego przełomu, że coś się wywaliło, jeszcze przed pandemią, a po niej to już na pewno. Potrzebne są nowe określenia, nowe pytania. Rozdział „Przegródki opustoszały” jest trochę o tym. Tak, pamiętam, że żyję w Polsce. Ale póki jest internet także na świecie.

Bardzo, bardzo, bardzo doceniam u Solnit, że przygląda się mediom społecznościowym. Posty, komentarze traktuje jako pełnoprawny materiał badawczy. Nie ma już od tego odwrotu. W mediach społecznościowych, na portalach płynie teraz rzeka życia, którą może obserwować na bieżąco. Tak obiektywnie, na ile potrafimy wyjść z naszych pokoików. Solnit na konkretnych przykładach opisuje, jak hasztagi zmieniają świat. To jest fantastyczna robota!

Dał mi do myślenia tekst „Ucieczka z przedmieścia sprzed milionów lat” – o tym, że nie tylko mężczyźni zdobywali pożywienie na początku naszych dziejach. Bo ja lubię jak stare opowieści o naszych dziejach walą się w pi...du. Stop! Hello! Było inaczej. Musimy posprzątać sobie w główkach. Taka postawa pozwala mi starzeć się wolniej… Także dlatego, że jestem ciekawa, co będzie dalej. W tych lepszych momentach życia.

„Moje małe”, wspomniane na początku (np. Meijer, Pine) nie miały dzieci. Podzieliłam się tym spostrzeżeniem w linkowanych wyżej wpisach. Mnie moje (jedyne) dziecko z niepełnosprawnością ustawiło wszystko, i ustawia nadal.

Sięgając po „Matkę wszystkich pytań” oczywiście zastanawiałam się, o co chodzi z tym tytułem. Jakie to pytanie. Chodzi o dzieci. O to, że kobiety pyta się, czy je mają, chciałaby, nie chciały, one same siebie o to w kółko pytają, odpowiadają, czy warto czy nie warto. O tym jest pierwszy esej, zatytułowany jak cała książka. Punktem wyjścia do rozważań jest bezdzietność Virginii Woolf, też przyjaciółki nas feministek, przeróżnych. Solnit też nie ma dzieci.

Pod jego wpływem, jak i wpływem tej książki oraz paru „kobiecych” lektur, które przeczytałam niedawno (w tym "Szczeliny istnienia" Brach-Czainy, autobiografia Vedrany Rudan, powieści Therese Bohman, kilka innych czekających na opisanie)

 

 

Postawiłam sobie kilka pytań, które mi zadawano, ale teraz zapisać odpowiedzi, i upublicznić. Czyli gadać, opowiadać, nie milczeć, szukać wyjścia z więzienia.

 

Czego nauczyła mnie niepełnosprawność syna?

Pytanie sugerujące odpowiedź, często stawiane przez dziennikarzy, chcąc tworzyć wzruszające relacje o tym, jakie bohaterskie są matki niepełnosprawnych dzieci, nie umiejąc wyjść poza schemat. Tak, na początku – jak się postarasz i masz odpowiednie cechy charakteru – uczysz się cierpliwości, zadaniowości, sprawczości. Możliwe, że tak jest w przypadku każdego dziecka, bo dzieckiem zawsze trzeba się zająć. I to porządnie. W naszym przypadku – jeszcze porządniej. Potem nauka ustaje, już tylko chcesz przetrwać. Nic nie rozumiesz. Taka byłaś dobra w tej sprawczości, że dziecko samodzielne na ile potrafi, więc chcesz nagrody, chcesz odpocząć. Bo już dalej tak nie możesz zasuwać. Ono też powinno iść dalej – do świata. A świat mówi wam obojgu won! Więc idziecie przez życie razem. Jakież to wzruszające! No, doprawdy….

Przypadła mi rola matki totalnej, i wykluczonej. 

 

Jak wyglądałoby moje życie bez niepełnosprawności?

Byłabym głupsza, ale szczęśliwsza? Albo chora? Najgłupsze pytanie z możliwych. Nie wiem, jak by wyglądało! Brak wymienionych nie oznacza szczęścia bez granic. Czego często na przykład osoby z naszego środowiska zdają się uporczywie nie zauważać.

 

Czy gdybyś jeszcze raz miała zdecydować, mając obecne doświadczenie wiedzę chciałabyś mieć dzieci?

Absolutnie nie.

Nigdy.

Za nic.

Żadnych dzieci. 

Nie w takim świecie.

Jak się bez sensu nad tym zastanawiam, to pewnie dużo lepiej realizowałabym swoje zaburzenia i (auto)destrukcje. Pewnie na pierwszym miejscu byłaby praca, pasje, taniec. Ciągle nowe kursy, warsztaty nauki wszystkiego, wyjazdy. Pewnie frunęłabym na wariata, czując przy tym raz dobrze, raz ...ujowo – zupełnie jak teraz, gdy P. jest i kocham, kocham, kocham. Bo kocham, a do tego jeszcze lubię potwora. Wcale nie musiałoby tak być, bo można ani nie kochać, ani nie lubić własnych dzieci. Ja czuję ogromne pokłady uczuć, jakich nie czułam do nikogo. Choć codzienność bywa naprawdę potworna, o czym wspominam niemal w każdym wpisie. Znormalniałoby, gdyby – p. pytanie pierwsze – społeczeństwo, polityka społeczna przyjęłaby za oczywistość zapewnienie warunków do życia wszystkim obywatelom. 

To nie w samej niepełnosprawności jest problem.

Bardzo potrzebna jest „mała książeczka” z doświadczeniem macierzyństwa, i to także specjalnego.

 

Matka wszystkich pytań, Rebecca Solnit; Karakter, Kraków 2021; tłumaczenie: Barbara Kopeć-Umiastkowska








Komentarze

Popularne posty