Ludzie nieznaczni
Długo już współegzystuję z tą książką. Osiem, może dziesięć miesięcy. Wciąż do niej wracam, przeglądam poczynione notatki, wynotowuję kolejne cytaty. Próbuję przytrzymać wszystkie ważne koncepty, rozważania, konkluzje, jakie tam znalazłam, by mi nie uciekły. Połączyć je z odczuciami, przemyśleniami, które w sobie hoduję, rozgałęziam, i chowam, bo nie mam kiedy i jak, żeby tak obszernie, spójnie, eseistycznie i esencjonalnie pisać. Posty na Facebooku i niewiele więcej: tego się dorobiłam, łącząc zawodowe pisanie z pracą w firmie „Opieka rodzinna. Dyżur non stop.” Gorzkie? Ależ tak! Mogłabym lać wiadrami. Może właśnie to powinnam robić – lać wiadra goryczy jedno za drugim, zamiast hodować te niewyrażone myśli, podlane emocjami, których nikt nie lubi, licząc, że się połączą, razem nabiorą jakiegoś interesującego kształtu i wtedy ze mnie wyjdą słowo za słowem. Szybciutko, bo czasu nie mam. Zachwyciłam się językiem tego eseju. Próbuję spamiętać zapomniane terminy, jak „parezja”, albo...







